Ponad 83 tysiące złotych chce wydać MON na tysiąc długopisów taktycznych w ramach przetargu na materiały promocyjne resortu. Nabytki resortu mają być ozdobione logo MON, a same długopisy mają spełniać funkcje dość odległe od ich podstawowego przeznaczenia. Resort nie zauważył, że na ostrza ukryte w przedmiotach niemających wyglądu broni w Polsce trzeba mieć pozwolenie - informuje RMF FM.

Długopis taktyczny to bardzo w ostatnich latach modny gadżet, dostępny w sklepach z militariami. Poza podstawowym, oczywistym przeznaczeniem długopis taktyczny może służyć także do walki wręcz jako tzw. kubotan. Niektóre przeznaczone do obrony mają też specjalne ostre wypustki, które według reklam producentów po zranieniu napastnika pobierają próbkę jego DNA.

Długopisy, jakich szuka MON, poza pisaniem mają spełniać bardzo szczególne wymagania. Mają działać pod każdym możliwym kątem w temperaturach od minus 37 do 120 stopni Celsjusza.

Polska ustawa o broni i amunicji stwierdza, że "ostrza ukryte w przedmiotach niemających wyglądu broni" są bronią białą, co stawia je w tym samym rzędzie co kastety, laski z ukrytym ostrzem, metalowe pałki z twardą końcówką, nunczaku, kije przypominające baseballowe i inne zakazane przedmioty. Z tego też pewnie powodu żaden z polskich importerów długopisów taktycznych nie sprowadził dotąd do kraju produktu, zawierającego nóż.

Mówiące jasno o długopisach wyposażonych w nożyk zamówienie MON, którego szczegóły można znaleźć na stronie resortu, wydaje się stan obecny podważać.

Albo bowiem długopisy z nożami nie będą, jak dotąd, uznawane za broń na równi z kastetami i metalowymi pałkami, albo na długopisy taktyczne MON będzie potrzebne pozwolenie na broń.