Nie widziałem spójnego dokumentu o nazwie „Nowy Ład”. Znam za to wiele różnych propozycji na prezentacjach PowerPoint. Niektóre sensowne, inne wyglądające jak przepisane z programu Platformy z 2011 r. – mówi DGP zdymisjonowany wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski.

Czy koalicja rządząca nie rozpadnie się przez Janusza Kowalskiego?
Prawica wygrywa wtedy, kiedy jest razem i realizuje swój program. Dzisiejsze problemy są konsekwencją nierealizowania programu PiS po wyborach w 2019 r.
Chce pan powiedzieć, że podstawa dla utrzymywania Zjednoczonej Prawicy nie jest spełniona?
To jest zasadniczy problem. Gdy spojrzymy na program PiS z 2019 r., to widać, że nie było w nim żadnych deklaracji likwidowania elektroenergetyki węglowej, ciepłownictwa węglowego, zwiększenia cen energii i ciepła czy zgody na zaostrzenie polityki klimatycznej. Wręcz przeciwnie, w programie zawarto postulat rewizji i renegocjacji pakietu klimatycznego w kierunku poluzowania jego założeń.
Polska jest w porozumieniu klimatycznym nie od wczoraj. Zobowiązaliśmy się brać udział w kosztach europejskiej transformacji energetycznej.
Panowie piją do tzw. porozumienia paryskiego, które mówi o tym, że niskoemisyjną gospodarkę przebudujemy do końca 2099 r. Jeśli 70 proc. energii i ciepła wytwarzamy z naszego węgla, to radykalne przestawienie polskiej gospodarki nie jest możliwe i wywołuje ogromny koszt, bo na taką transformację potrzebujemy ponad 2 bln zł. To oznacza, że do 2050 r. rocznie ok. 70 mld zł z kieszeni Polaków musimy wydawać, by zmienić obecny model wytwarzania energii i ciepła.
Zasiadając w rządzie, to nie pan odpowiadał za politykę energetyczną, a jednak w przestrzeni medialnej zaczął pan być kojarzony właśnie z nią. Czy to nie jest pomylenie porządków? Chyba że to celowe ustawianie się bardziej na prawo od PiS.
Przede wszystkim jestem posłem z województwa opolskiego, regionu bardzo wrażliwego na jakiekolwiek zmiany w zakresie polityki klimatycznej. W moim mieście za 11,5 mld zł powstała Elektrownia Opole, której żywotność jest do 2056 r. Są cementownie i Grupa Azoty Zakłady Azotowe Kędzierzyn S.A. Byłem wiceprezesem PGNiG i wiem, co to znaczy uzależnienie Polski od rosyjskiego gazu. W programie PiS była mowa o uniezależnieniu się od gazu od Putina, a nie ponowne uzależnienie się od 1 stycznia 2023 r., gdy skończy się kontrakt jamalski. Przecież konsekwencją przestawiania z węgla na gaz większości inwestycji, takich jak Elektrownia Dolna Odra, Elektrociepłownie Siekierki i Żerań, Ciepłownia Kawęczyn czy Elektrownia Ostrołęka, będzie większe uzależnienie nas od rosyjskiego surowca.
Pana wystąpienia – ostre i konsekwentne – zaczęły przypominać czasy AWS, gdy popularne stały się spory w rządzie.
AWS upadł, bo odszedł od programu, czyli np. wyprzedawał na potęgę majątek narodowy. Ja nie zmieniłem poglądów. Jeśli polityka ma się sprowadzać do bycia statystą czy oportunistą, sprawowania intratnych funkcji, to ja do tego obrazka nie pasuję. W momencie gdy część mojego obozu politycznego skręca i realizuje agendę sprzed 2015 r., to Solidarna Polska przypomina program PiS z 2019 r. i mówi o suwerenności energetycznej Polski. Trzeba otwarcie pytać o to tych, którzy dokonują tak radykalnego zwrotu – w tym pana premiera Mateusza Morawieckiego. W jego przypadku mówimy o trzech wydarzeniach. W grudniu 2019 r. zgodził się na Green Deal. W konkluzjach podobno zabezpieczono polską ścieżkę transformacji. I co? Po roku jesteśmy w czubie unijnej polityki klimatycznej i godzimy się na radykalną zmianę warunków funkcjonowania polskiej gospodarki, czyli ponad dwubilionowy wydatek przerzucany na barki Polaków.
W UE rząd Morawieckiego uchodzi za naczelnego truciciela...
…drugie wydarzenie to lipiec 2020 r. Wtedy była szansa na wynegocjowanie polskiej ścieżki transformacji energetycznej. Postulatem Solidarnej Polski było położenie na brukselskim stole reformy unijnego systemu handlu emisjami EU ETS i wyłączenie kosztów funkcjonowania tego systemu dla Polski, by przeprowadzić transformację energetyczną w sposób bezkosztowy dla odbiorców. W tym modelu spółki energetyczne mogłyby realizować inwestycje w postaci budowy elektrowni atomowej czy fotowoltaiki ze swoich środków. Ta propozycja nie została przez polski rząd położona na stole, do czego zachęcaliśmy razem z ministrem środowiska Michałem Wosiem ministra klimatu Michała Kurtykę. Niestety w lipcu 2020 r. wyrażono zgodę także na warunek, że aż 25 proc. nowego unijnego budżetu UE oraz 37 proc. funduszu odbudowy będą przeznaczone na ideologiczne cele klimatyczne kosztem innych ważnych wydatków, np. zdrowia, infrastruktury czy bezpieczeństwa. Trzecie wydarzenie, kompletnie dla nas niezrozumiałe, to zgoda na zaostrzenie celów klimatycznych w grudniu 2020 r., by do 2030 r. zredukować poziom emisji nie do 40, ale do minimum 55 proc. w stosunku do poziomu z 1990 r. Już nawet analitycy KOBiZE (Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami – red.), czyli ośrodka podległego Ministerstwu Klimatu i Środowiska, twierdzą, że to był czynnik, który w ciągu 2 miesięcy spowodował 42-procentowy wzrost cen uprawnień za emisję CO2. Na początku 2021 r. polska gospodarka dostała więc potężny cios kosztowy. Nie stać nas na takie błędy. A w „Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku” – dokumencie, który 3 tygodnie temu stawał na rządzie, który Solidarna Polska oprotestowała i którego rząd wciąż nie pokazał – jest zapisane, że cena uprawnień do 2040 r. wzrośnie o 100 proc. w stosunku do grudnia 2020 r. Mamy więc do czynienia z klęską życzeniowego myślenia. Musimy wrócić do merytorycznej rozmowy, by nie przerzucać na Polaków kosztów transformacji energetycznej. Bo to wyborcy PiS – mieszkańcy wsi i miasteczek, rolnicy, seniorzy, matki wychowujące samotnie dzieci – zapłacą o kilkanaście czy kilkadziesiąt procent wyższe ceny za energię i ciepło. I przez to najprawdopodobniej przegramy wybory w 2023 r. Wyborcy PiS nie przebaczą nam niezrozumiałego odejścia od programu wyborczego z 2019 r.
Kreśli pan bardzo czarno-biały obraz. Obraz, który – jak rozumiemy – oznacza ostatnie podrygi Zjednoczonej Prawicy?
Skoro toczy się dyskusja o nowym otwarciu programowym prawicy, to musimy brać pod uwagę, że nawet z badań Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wynika, że 80 proc. Polaków najbardziej obawia się nie sytuacji w ochronie zdrowia, ale wzrostu kosztów utrzymania – czyli wydatków na energię, ciepło i wywóz śmieci. To oznacza, że jeśli godzimy się na rewolucję energetyczną, to godzimy się na ubóstwo energetyczne Polaków i konieczność utworzenia programów osłonowych typu „Energia Plus” czy „Ciepło Plus”, by ludzie nie musieli wyłączać na noc grzejników, by być w stanie opłacić rachunki. To nam niestety grozi, a politycy powinni czasem wyjść z bańki facebookowo-twitterowej i zobaczyć, jak ludzie żyją w małych miasteczkach czy na wsi.
Czy przy tak ciężkich zarzutach w stosunku do rządu Mateusza Morawieckiego nie wyglądałoby bardziej wiarygodnie, gdyby honorowo zrzekł się pan funkcji wiceministra, zamiast czekać, aż to pana wyrzucą?
Obecna linia obozu rządzącego jest dla wielu jego uczestników wielkim zaskoczeniem. Ona nigdy nie była akceptowana na poziomie politycznym – nie była ani elementem programu PiS, ani przedmiotem dyskusji koalicyjnych. To były osobiste decyzje premiera Mateusza Morawieckiego. Choć uważam, że nie powinniśmy ratyfikować unijnego funduszu odbudowy, to jednak w MAP odpowiadałem za ten odcinek i pracowałem na rzecz tego, by niwelować negatywne skutki społeczno-gospodarcze polityki unijnej, wskazywałem, gdzie trzeba artykułować nasze postulaty. Rzeczywiście, choć nie byłem nigdy odpowiedzialny za politykę klimatyczną, to jednak wspólnie z ówczesnym ministrem środowiska Michałem Wosiem przygotowaliśmy ustawę o reformie EU ETS – unijnego systemu handlu emisjami. To dowód poczucia odpowiedzialności za państwo Solidarnej Polski, bo celem było i jest to, by Polacy nie płacili wyższych rachunków za energię czy ciepło.
Na pana litanię zarzutów stronnicy Mateusza Morawieckiego odpowiadają m.in., że próbował pan ściągnąć do Solidarnej Polski kilku posłów PiS, co byłoby złamaniem umowy koalicyjnej, zabraniającej podkradania sobie działaczy.
Mój punkt widzenia podziela wielu polityków PiS, szczególnie z regionów wrażliwych na transformację energetyczną. Chodzi m.in. o posła Marka Wesołego z Rudy Śląskiej czy posłankę Małgorzatę Janowską z Bełchatowa. Staramy się budować różne merytoryczne sojusze, dla dobra Polski ja mogę współpracować z każdym. W tej sprawie mówię także jednym głosem z politykami Konfederacji, których szanuję: Krzysztofem Bosakiem i Robertem Winnickim.
Solidarna Polska przyblokowała „Politykę Energetyczną Polski do 2040 r.”, zagłosujecie przeciwko funduszowi odbudowy. Do szykowanego przez premiera Nowego Ładu też zgłosicie votum separatum?
Rozmawialiśmy wstępnie na poziomie koalicyjnym o założeniach do polityki energetycznej, która ma być częścią nowej polityki gospodarczej prawicy. Problem w tym, że założenia te od samego początku są nieaktualne i oparte na błędnych danych. Rząd Leszka Millera w 2001 r. zaniżał prognozy zapotrzebowania na gaz, by zerwać kontrakt z Norwegami w sprawie budowy Batlic Pipe po rządzie Jerzego Buzka, wskutek czego w 2005 r. powstała luka kontraktowa na 2 mld m sześc. gazu i Gazprom mógł nas na przełomie lat 2005/2006 skutecznie szantażować. I teraz we wciąż nieopublikowanej „Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku” również zaniżono prognozę zużycia gazu o co najmniej 5–6 mld euro na 2025 r. W świetle tego istnieje realne zagrożenie, że od 2023 r. będziemy potrzebować dużych ilości rosyjskiego gazu, szczególnie na pokrycie zapotrzebowania na południu Polski.
Gazu rosyjskiego albo amerykańskiego.
Gazprom będzie chciał dumpingowymi cenami przejąć największe polskie firmy. Rosyjski gaz to znów realne zagrożenie. A pamiętajmy, że na razie zgodnie z doniesieniami prasowymi jedynie 1/3 gazociągu Baltic Pipe jest zakontraktowana.
To zapytamy ponownie – skoro aż tak krytycznie ocenia pan politykę energetyczną, to znaczy, że będziecie przeciwni Nowemu Ładowi?
Umówmy się, że nie ma czegoś takiego jak „Nowy Ład”. Jest pewnego rodzaju hasło, które na tym etapie nie jest spójną wizją gospodarczo-społeczną. Jako Solidarna Polska jesteśmy za opracowaniem koalicyjnego programu gospodarczego.
Nowy Ład ma być wizją dalszych rządów Zjednoczonej Prawicy i czymś, co zdefiniuje dalsze premierostwo Mateusza Morawieckiego.
Nie widziałem spójnego dokumentu o nazwie „Nowy Ład”. Widziałem wiele różnych propozycji na prezentacjach PowerPoint. Niektóre sensowne, inne wyglądające jak przepisane z programu PO z 2011 r. przez pana Piotra Araka, który był wtedy prawą ręką Michała Boniego. Ale nie tworzy to wciąż spójnej całości. Polacy boją się podwyżek kosztów opłat za śmieci, energii czy ciepła. Wynika to z badań KPRM, a zarysy Nowego Ładu, które widzieliśmy, nie odpowiadają na pytanie, jak zatrzymać wzrost kosztów utrzymania milionów Polaków. Do tego koszty dla Polski funduszu odbudowy nie zostały właściwie wyliczone. A nowe unijne zobowiązania zmniejszą konkurencyjność polskiej gospodarki. Moim zdaniem na koniec więcej do budżetu UE wpłacimy, niż otrzymamy w ramach tzw. dotacji, tym bardziej że dostaniemy znaczone pieniądze, które dodatkowo będzie można zablokować na mocy rozporządzenia warunkującego wypłatę środków UE z kwestiami ideologicznymi. Na to się obóz Zjednoczonej Prawicy nigdy nie godził, ale decyzja niestety zapadła. Dziś Zbigniew Ziobro jest jedynym politykiem, który jest zwolennikiem zachowania pełnych atrybutów polskiej suwerenności. Nie kalkuluje i nie zmienia zdania, zawsze mówi twarde „nie” Brukseli i Berlinowi.
Twarde „nie” stosowane non stop średnio działa w realnej dyplomacji. Przez politykę klimatyczną opuścił pan rząd, czy z tego samego powodu Solidarna Polska opuści koalicję?
Jako Zjednoczona Prawica w 70–80 proc. realizujemy program, z którym się zgadzamy. I nie ma alternatywy, bo po drugiej stronie mamy ludzi PO, PSL czy Szymona Hołowni. Ich powrót do władzy byłby tragedią dla Polski. Z drugiej strony nie możemy zapominać, że skutkiem decyzji podjętych w ostatnich miesiącach w Brukseli jest obniżka konkurencyjności polskiej gospodarki oraz wysokie ceny energii i ciepła dla milionów Polaków. W czasach koronawirusa powinniśmy obniżać koszty, a nie je podwyższać. Dlatego odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna. Niektórzy chcą pokazywać slajdy, mówić, że jakoś to będzie, ale ja zapewniam, że jakoś nie będzie. Za chwilę będziemy mieli armagedon w ciepłowniach samorządowych, które będą musiały znaleźć pieniądze na zakup drożejących spekulacyjnie uprawnień do emisji CO2.