Łódź ma już swoją prezydent i czeka na ruch wojewody, który zapowiadał próbę wygaszenia jej mandatu. Na szczeblu województw PiS przejmuje rządy i coraz śmielej obala mit o braku zdolności koalicyjnych.
Od wczoraj Hanna Zdanowska oficjalnie sprawuje mandat prezydenta Łodzi. To oznacza, że dopiero teraz zacznie się prawdziwa próba sił w tym mieście.
Przypomnijmy, że ciąży na niej prawomocny wyrok skazujący ją na karę grzywny za poświadczenie nieprawdy w dokumentach w związku kredytem zaciąganym przez jej życiowego partnera. Zdaniem wojewody łódzkiego (z PiS) taki wyrok uniemożliwia Zdanowskiej zasiadanie na fotelu prezydenta. W trakcie kampanii wyborczej apelował, by zrezygnowała z ubiegania się o reelekcję. Teraz wojewoda może przejść do działania.

Czas na ruch wojewody

Co i kiedy zrobi? Jego urzędnicy nabierają wody w usta, gdy o to pytamy. – Na odpowiedź mamy, zgodnie z prawem, dwa tygodnie – słyszymy.
Tuż po zaprzysiężeniu Zdanowskiej z mediami spotkała się rzeczniczka wojewody Elżbieta Węgrzynowska, która poinformowała, że „wojewoda prowadzi badania dotyczące kwestii prawnej” oraz że wyda oświadczenie w „stosownym czasie”.
Z jednej strony z dotychczasowych zapowiedzi polityków PiS wynikało, że – skoro zdaniem wojewody stan faktyczny „nie budzi wątpliwości” – teraz musi wręcz podjąć działania, by nie narazić się na zarzut bezczynności w sytuacji, gdy pełni nadzór nad legalnością działań władz samorządowych.
Z drugiej strony pojawiły się okoliczności, które mogą zniechęcić PiS do zdecydowanych działań. Po wybuchu afery wokół KNF partia straciła w sondażach. Otwieranie kolejnego frontu walki w takich okolicznościach może jeszcze bardziej skomplikować jej sytuację. Czołowi politycy zjednoczonej prawicy odmawiają komentarza w tej sprawie nawet w nieoficjalnych rozmowach.
– Proszę pytać u wojewody – uciął jeden z nich.
Na wygaszenie sprawy po cichu liczą w łódzkim magistracie, chociaż w oficjalnych rozmowach słyszymy twarde zapewnienia, że prawo w tej konkretnej sprawie jest po stronie Hanny Zdanowskiej, a nie wojewody.
– Potwierdził to dziś komisarz wyborczy, wręczając pani prezydent zaświadczenie o wyborze na to stanowisko. Tak więc sprawa jest dla nas zamknięta – mówi Marcin Masłowski, rzecznik urzędu miasta.
Przy okazji urząd wojewody ostatecznie przyznaje, że nie posiada żadnych ekspertyz potwierdzających, że Hanna Zdanowska nie może objąć stanowiska – choć wcześniej wojewoda twierdził, że z takimi się zapoznał (pisaliśmy o tym w DGP 7 listopada). – Wojewoda zapoznał się z powszechnie dostępnymi ekspertyzami, które stanowiły przedmiot publicznej debaty – tłumaczą dziś służby prasowe wojewody, przekonując, że stan prawny oraz faktyczny nie budzą wątpliwości.
– Z uwagą śledzone są liczne autoryzowane publikacje na ten temat. Są one powszechnie dostępne w środkach masowego przekazu, nie podlegają archiwizacji, nie podlegają więc udostępnieniu w trybie informacji publicznej – informuje urząd wojewódzki.
Z każdym dniem funkcje oficjalnie przejmują kolejni włodarze i rady. Ślubowanie zdążyli złożyć już m.in. Jacek Jaśkowiak (Poznań), Jacek Majchrowski (Kraków), Paweł Adamowicz (Gdańsk) i Jacek Sutryk (Wrocław). Na dziś zaplanowano inauguracyjną sesję Rady m.st. Warszawy, podczas której zaprzysiężony zostanie Rafał Trzaskowski.

Nagłe zwroty akcji

Domykane są też koalicje w sejmikach województw, gdzie dochodzi do nagłych zwrotów akcji. PiS zależało jeszcze szczególnie na dwóch sejmikach: śląskim i mazowieckim. Na Mazowszu się nie udało, choć – jak nieoficjalnie słyszymy – radni opozycji dostawali bardzo intratne propozycje w zamian za transfer do PiS, włączając w to posady w spółkach Skarbu Państwa, a nawet w strukturach rządowych. – Na Mazowszu było blisko, radny KO wycofał się w ostatniej chwili – mówi nam polityk PiS. Na stole, jak ustaliliśmy, leżała oferta wicemarszałka.
Identyczna oferta wystarczyła do zawiązania koalicji na Śląsku. Barwy zmienił Wojciech Kałuża z KO – a konkretnie z Nowoczesnej. W ten sposób PiS zyskało brakujący do większości 23. głos w sejmiku. – Dla mnie najważniejszy jest Śląsk i kwestie programowe, stąd taka decyzja – poinformował Kałuża podczas konferencji prasowej.
Jak wynika z naszych informacji, PiS kontaktował się z tym politykiem jeszcze przed wyborami i oferował mu miejsce na swojej liście, ale wówczas Kałuża wybrał polityczną konkurencję. Decyzja o przejściu na stronę PiS zaskoczyła opozycję. Jeszcze we wtorek śląscy przedstawiciele KO, SLD i PSL podpisali porozumienie koalicyjne, przewidujące w zarządzie województwa po dwa miejsca dla KO i SLD oraz jedno dla PSL. Wskutek rewolty Wojciecha Kałuży umowa ta trafiła właśnie do kosza. – SLD niech żałuje, bo na stole leżała oferta marszałka województwa i nie skorzystali. Nam Śląsk się należał, bo wygraliśmy tam wybory, byłoby niesprawiedliwe i niezrozumiałe, gdybyśmy nie sprawowali tam władzy – powiedział nam jeden z polityków PiS.
Partia Jarosława Kaczyńskiego bierze pod uwagę odwrócenie się sytuacji jeszcze w dwóch sejmikach. W Łódzkiem na jej niekorzyść – trwa tam sądowa walka o jeden mandat, ponieważ zdaniem PSL bezprawnie unieważniono 260 głosów. Gdyby były ważne, kluczowy mandat przypadłby ludowcom, a nie rządzącej partii. Obecnie PiS ma 17 radnych, KO – 12, a PSL – 4. Tak więc sąd swoim orzeczeniem w praktyce zdecyduje o tym, kto będzie tam rządził.
W Lubuskiem układanka jest jeszcze bardziej skomplikowana. KO ma tam 11 mandatów, PiS – 9, po 4 mandaty mają Bezpartyjni Samorządowcy i ludowcy, a 2 przypadły SLD. Koalicji Obywatelskiej wystarczy umowa z ludowcami lub Bezpartyjnymi Samorządowcami i – dla pewności – z SLD. PiS ma trudniejszą sytuację, bo żeby zdobyć władzę, powinien ułożyć się z Bezpartyjnymi i PSL. Wszystko zależy od tego, jak się zachowają ludowcy, którym w regionie przewodzi była minister pracy Jolanta Fedak. Z woj. lubuskiego pochodzi także obecna minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska. Obie się znają i pytanie, czy PiS jest w stanie skłonić Fedak do zmiany frontu. To o tyle trudne, że PSL już w innych województwach zawarł koalicję z KO.

Równowaga. Do czasu

Do wczoraj więc stan posiadania w regionach zdążył się wyrównać – PiS i obóz anty-PiS mają po osiem województw. PiS wyjściowo zapewnił sobie samodzielną większość w sześciu regionach. Dolny Śląsk zdobył dzięki porozumieniu się z Bezpartyjnymi Samorządowcami, teraz rzutem na taśmę doszło woj. śląskie. Tym samym coraz mniej aktualna jest teza o zerowych zdolnościach koalicyjnych partii, którą ukuto po wyborach z 2014 r. – kiedy udało się uzyskać władzę tylko na Podkarpaciu.
– Wyniki wyborów parlamentarnych mogą zmienić jeszcze tę układankę w sejmikach. Jeśli PiS znowu wygra, na szczeblu regionalnym może dojść do kolejnych transferów radnych z opozycji. Ale jeśli PiS przyszłoroczne wybory przegra, wówczas powstaje pytanie np. o decyzje tzw. gowinowców co do dalszej współpracy z tą partią i otwarcia się na inne ugrupowania – mówi politolog z UW prof. Rafał Chwedoruk.