Samorządowcy są gotowi przejąć odpowiedzialność za politykę zdrowotną na swoim terenie – pod warunkiem ścisłej współpracy z rządem i płatnikiem.
ikona lupy />
DGP
Najnowsze informacje o sytuacji finansowej szpitali powiatowych i wojewódzkich nie pozostawiają złudzeń – kondycja placówek, dla których organami tworzącymi są jednostki samorządu terytorialnego, zdecydowanie się pogarsza. W zeszłym tygodniu, na konferencji zorganizowanej przez przewodniczącego Konwentu Starostów Województwa Opolskiego, przedstawiono dane zgromadzone przez Związek Powiatów Polskich oraz informacje zebrane przez samorządy województw. Wynika z nich m.in., że strata finansowa tych placówek za ubiegły rok wynosiła 639 mln zł, a w pierwszym półroczu br. – już 676 mln zł. O złej sytuacji szpitali samorządowych ich dyrektorzy i właściciele alarmują od dłuższego czasu. Teraz coraz bardziej zdecydowanie wzywają do działań naprawczych.

Potrzeba partnerstwa

Na rolę samorządów w kształtowaniu polityki zdrowotnej zwrócili niedawno uwagę uczestnicy debaty „Wspólnie dla zdrowia”. Wśród wypracowanych przez nich rekomendacji znalazły się m.in. zalecenia, by zwiększyć odpowiedzialność regionów za opiekę zdrowotną na swoim terenie, wprowadzić skuteczne mechanizmy koordynacji opieki szpitalnej na poziomie województwa, wraz z uporządkowaniem systemu opieki wysokospecjalistycznej, pomocy doraźnej i ambulatoryjnej.
– To na pewno dobra droga. Ale musiałoby to być eksperckie podejście w zgodzie z samorządami i administracją rządową, a nie kadencyjne działania i gaszenie pojedynczych pożarów z pozycji centralnej – mówi Roman Kolek, wicemarszałek Województwa Opolskiego.
– Na pewno czeka nas reorganizacja szpitalnictwa i trzeba tu dobrego partnerstwa ze strony płatnika. Po ryczałtowym finansowaniu szpitali trzeba zrobić kolejne kroki wspierające świadczenia ambulatoryjne. A to jest duży obszar do interwencji, szczególnie finansowej, bez tego nie da się chociażby poprawić sytuacji na SOR-ach. Ale bez aprobującego podejścia ministra zdrowia i jego przedstawiciela w terenie, czyli wojewody, nic z tego nie będzie – zastrzega.
Również Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich podkreśla, że regionalna polityka zdrowotna powinna być przyjmowana w konsensusie i być długofalowa. Jego zdaniem najbardziej uprawniony do jej tworzenia jest sejmik województwa. – Ale ta strategia musi być realnie wdrażana i zobowiązywać do określonych działań – np. zakupu usług, tworzenia czy likwidowania danych jednostek – przekonuje.
W jego opinii regionalizacja wcale nie musi być rozumiana w wymiarze dzisiejszego podziału administracyjnego. – Powinniśmy mówić o makroregionach i kluczowe według mnie jest to, jaka populacja jest optymalna dla szeroko rozumianej infrastruktury w ochronie zdrowia (liczba szpitali klinicznych, aparatury, oddziałów w danym regionie). Optymalna to 5–7 mln osób. Ale chodzi też o regionalność w kontekście walki konkurencyjnej, więc na pewno powinna się z tym wiązać decentralizacja NFZ, polegająca na tym, że oddziały będą funkcjonować autonomicznie, ze swoimi budżetami, jako konkurujące o pacjenta ubezpieczalnie – mówi Marek Wójcik.

Bez wpływu na system

Obecnie dużym problemem samorządów jest to, że często muszą realizować decyzje, na które nie miały wpływu. Trudna sytuacja szpitali jest w dużej mierze skutkiem porozumień zawartych przez ministra zdrowia z poszczególnymi grupami zawodowymi czy wprowadzonej odgórnie sieci szpitali. – Nie mamy krajowej strategii zdrowia, nie wiemy, w którą stronę system pójdzie. Dlatego można wywrócić cały dotychczas wyobcowany dorobek jednym przepisem na szczeblu centralnym – podkreśla Marek Wójcik.
A Roman Kolek wskazuje, że w efekcie samorządy jako właściciele muszą same podejmować decyzje restrukturyzacyjne, konsolidujące – dopasowując się do odgórnych rozporządzeń i norm. – To prowadzi do tego, że każdy szpital reorganizuje się we własnym zakresie, np. redukując liczbę łóżek. A skutek jest taki, że będziemy mieć deficyt potrzebnych, ale nierentownych świadczeń – przestrzega. Dlatego, jak podkreśla, regionalne podejście musi być firmowane przez decyzje centralne.

Wszyscy w sieci

Efektem takich zmian byłaby regionalna sieć, obejmująca nie tylko szpitale, lecz także placówki ambulatoryjne. Marek Wójcik włączyłby do niej także inne jednostki, nie tylko ochrony zdrowia. – W nowoczesnym zarządzaniu już dawno powinniśmy pożegnać branże – przekonuje.
Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, podkreśla, że z punktu widzenia pacjenta najlepiej jest, by był objęty szeroko rozumianą opieką koordynowaną, oferującą szeroki wachlarz usług. Jego zdaniem zapewnić je mogą lokalne konsorcja – w ramach których współpracują ze sobą placówki na różnych poziomach zabezpieczenia. – Szpitale pierwszego poziomu, szczególnie te będące własnością samorządu, są w gorszej sytuacji niż pozostałe placówki, chociażby ze względu na budżety polskich powiatów. Dlatego one w szczególności powinny starać się o zawiązywanie konsorcjów z podmiotami, które są na wyższym poziomie referencyjności. Do tego oczywiście potrzebne są zachęty. NFZ powinien faworyzować tego typu konsorcja wzrostem finansowania – uważa Jarosław Fedorowski.
Roman Kolek jest jednak pesymistą. – Od dawna się o tym mówi, ale nic z tego nie wynika. W praktyce wygląda to tak, że jeśli władza samorządowa reprezentująca jedną stronę polityczną zderzy się z opinią administracji rządowej reprezentującej inną opcję, to się nie można dogadać, bo jeden drugiemu będzie chciał udowodnić, że źle robi – tym bardziej że idą wybory. A zarządzanie ochroną zdrowia nie powinno mieć nic wspólnego z polityką – konkluduje.