JANUSZ ZALESKI, autor i były koordynator programu Odra 2006 - Niesprawny system instytucjonalny państwa, złe prawo, słabość kompetencyjna pełnomocnika rządu i dopiero na końcu ludzie. Trudno znaleźć jedną osobę. Zespół realizujący program nie powinien podlegać wahaniom politycznym i powinien mieć czysto profesjonalny charakter. Jednak każda nowa ekipa zmienia koordynatora. Najgorszym był Krzysztof Grzelczyk, chyba historyk z wykształcenia.

ROZMOWA

ARTUR GRAJEWICZ:

Czy gdyby program Odra 2006 był realizowany terminowo, dziś woda zalałaby Kozanów?

JANUSZ ZALESKI*:

Na pewno nie. W przypadku Kozanowa chodzi o budowę niewielkiego odcinka wałów, których nie udało się zbudować od wielkiej powodzi z 1997 r. Dopiero niedawno udało się uzyskać pozwolenie na budowę tych umocnień. Przez wiele lat pewna osoba fizyczna oprotestowywała tę inwestycję. Ale trzeba przyznać, że tyle czasu miasto powinno sobie poradzić z przygotowaniem inwestycji. Służby miejskie nie wykazały się dużą sprawnością.

Przez ten okres Wrocławiem rządziło trzech prezydentów.

Oni nie powinni się tym zajmować, a jedynie rozliczać z wykonania takich prostych zadań.

Ale nie rozliczyli.

Cóż, spójrzmy też na przepisy. Od 1997 r. miasto wydało pozwolenia na budowę nowych domów na Kozanowie. Dlaczego? Bo odmowę można łatwo zaskarżyć i ją uchylić. Od trzynastu lat nie zmieniliśmy prawa budowlanego i ustawy o planowaniu przestrzennym tak, by uniemożliwić budowanie się na terenach zalewowych. A szczególnie na obszarach szczególnie niebezpiecznych, gdzie ryzyko zalania wodą 50- czy 100-letnią jest pewne.

Zezwolenia na budowę nie ma też dla najważniejszej części programu Odra 2006, czyli zbiornika w Raciborzu.

Tu znów nieszczęściem są przepisy. Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym aby wydać pozwolenie na budowę suchego zbiornika, trzeba mieć prawo dysponowania wszystkimi terenami wewnątrz niego. W innych krajach pola na suchych polderach są uprawiane, a w przypadku powodzi zalewa się je, wypłacając rolnikom odszkodowanie.

U nas tak nie można?

Wojewoda śląski uważa, że przed rozpoczęciem budowy wałów trzeba de facto wykupić wiele tysięcy hektarów gruntów wewnątrz. To podraża koszty i opóźnia inwestycję. Sprawę można by rozwiązać, zmieniając prawo budowlane. Taki projekt jest zresztą już przygotowany od kilku tygodni.

Nie powstaje też zbiornik w Kamieńcu Ząbkowickim.

Tam problem jest bardziej złożony. Przygotowania do inwestycji się rozpoczęły, powstała wstępna dokumentacja, ale od kilku lat sprawą interesują się policja i prokuratura. Do czasu wyjaśnienia tych kwestii prace nie mogą ruszyć. Zbiornik jest ciągle elementem programu Odra 2006, ale budowę trzeba było odłożyć o kilka lat.

Program ma być skończony do 2016 r. Na jakim jest dziś etapie?

Udało się zbudować polder Buków, zbiorniki Kozielno i Topola na Nysie Kłodzkiej, wzmocnić ochronę przeciwpowodziową Opola, Raciborza i Kędzierzyna-Koźla.

Tam woda się wdarła.

Bo nie powstała główna inwestycja, czyli zbiornik Racibórz. Wszystkie umocnienia w ramach programu były budowane przy założeniu, że on będzie w stanie przejmować blisko 200 mln m sześc. wody.

Wrocław też ucierpiał.

Tu też się nie udało. Nie powstała także ochrona Kotliny Kłodzkiej, jednego z najbardziej narażonych na powodzie regionów Polski. Na szczęście obecna powódź tego miejsca nie dotknęła. Mamy też problem w Słubicach. W 1997 r. mieliśmy szczęście, bo po polskiej stronie wały chroniące miasto były wyższe niż po niemieckiej. Woda przelała się wówczas na tamtą stronę. Ale Niemcy podnieśli swoje wały i zrównały się one z polskimi. Jeśli po naszej stronie umocnienia puszczą, miasto w ciągu kilku godzin znajdzie się cztery metry pod wodą.

Kto odpowiada za opóźnienia?

Niesprawny system instytucjonalny państwa, złe prawo, słabość kompetencyjna pełnomocnika rządu i dopiero na końcu ludzie. Trudno znaleźć jedną osobę. Zespół realizujący program nie powinien podlegać wahaniom politycznym i powinien mieć czysto profesjonalny charakter. Jednak każda nowa ekipa zmienia koordynatora. Najgorszym był Krzysztof Grzelczyk, chyba historyk z wykształcenia. Ale pamiętajmy, że o powodzi mówi się głośno tylko w jej trakcie. Gdy woda opada, nie ma już woli do wydawania pieniędzy na umocnienia. Wtedy dochodzą do głosu tak zwani obrońcy środowiska naturalnego.

*Janusz Zaleski, autor i były koordynator programu Odra 2006