Drugi impeachment zakończył się dla byłego prezydenta pomyślnie. Ale to nie koniec jego problemów z prawem.

Śledczy węszą wokół Donalda Trumpa i jego biznesów już od jakiegoś czasu, dotychczas mieli jednak związane ręce – lokatora Białego Domu chroni immunitet. Teraz już tak nie jest.
Największe zagrożenie płynie z Nowego Jorku – rodzinnego miasta byłego prezydenta. Dwa zespoły prokuratorów prowadzą tam niezależnie śledztwa dotyczące różnych aspektów działalności biznesowej Trumpa. Na czele jednego z nich stoi prokurator z Manhattanu Cyrus Vance. To z nim przez ostatnie dwa lata najwięcej pracy mieli prawnicy Trumpa. Śledczy bowiem walczył z nimi w sądzie o dostęp do zeznań podatkowych – wówczas jeszcze głowy państwa – a sprawa ostatecznie otarła się o Sąd Najwyższy.
Agencja Reutera doniosła niedawno, że zespół Vance’a wzmożył ostatnio aktywność, np. przesłuchując nowych świadków i szukając zewnętrznych ekspertów do pomocy. Może mieć to związek z tym, że niedługo do prokuratorów z Manhattanu trafią wreszcie zeznania podatkowe prezydenta. Vance i jego ekipa szukają w nich przede wszystkim śladów takich nielegalnych posunięć jak unikanie płacenia podatków.
Ale śledztwo Vance’a ma jeszcze jeden aspekt. I są to pieniądze, które Trump rzekomo zapłacił za milczenie dwóm aktorkom filmów dla dorosłych – Stormy Daniels i Karen McDougal. Szeroko opowiadał o tej sprawie w swoich zeznaniach Michael Cohen, prawnik, który był w sprawę bezpośrednio zaangażowany. Sprawa Cohena wyszła na światło dzienne jako element śledztwa prowadzonego w sprawie potencjalnych związków Trumpa i osób z jego otoczenia z Rosjanami, a które prowadził b. szef Federalnego Biura Śledczego Robert Mueller. Wiadomo, że Mueller część swoich ustaleń przekazał właściwym prokuraturom, w tym tej na Manhattanie. Otwarte pozostaje pytanie, czy odkryte wówczas wątki zostaną podniesione przez śledczych.
Równolegle swoje dochodzenie prowadzi prokurator generalna stanu Nowy Jork Letitia James. Jej zespół skupia się m.in. na zaniżaniu i podwyższaniu wartości aktywów przez Trump Organization (spółka matka wszystkich przedsięwzięć byłego prezydenta) celem wyłudzenia kredytu, otrzymania korzystniejszych warunków ubezpieczenia czy obniżenia podstawy opodatkowania. Śledztwo James i jej zespołu także zostało „zasilone” zeznaniami Cohena, który jako osoba do specjalnych poruczeń uczestniczył w wielu aspektach działalności biznesowej Trumpa.
Do tego dochodzą oskarżenia o przemoc na tle seksualnym. Nad Trumpem wiszą dwie takie sprawy. Pierwszą założyła mu niejaka Jean Carroll, która oskarża byłego prezydenta o gwałt w przebieralni jednego ze sklepów na Manhattanie. Powódką w drugiej jest Summer Zevros, jedna z uczestniczek popularnego programu telewizyjnego „The Apprentice”, który przyczynił się do budowy popularności Trumpa. Zevros z kolei oskarża Trumpa o napaść na tle seksualnym w kulisach programu.
Jakby tego było mało, śledczym udało się również dopatrzyć sposobu, w jaki rodzina Trumpa wzbogaciła się w okresie, gdy był on gospodarzem Białego Domu. Prokurator generalny dystryktu federalnego Karl Racine prowadzi śledztwo w sprawie pieniędzy, jakie Trump International Hotel w Waszyngtonie zainkasował za uroczystości inauguracyjne na początku 2017 r. Na zaprzysiężenie zazwyczaj wykłada pieniądze specjalny komitet, który ma status organizacji non-profit. I nie inaczej było tym razem, tyle że w skład komitetu wchodzili członkowie prezydenckiej rodziny. Racine uważa, że łamie to przepisy, jakimi muszą się kierować takie organizacje w dystrykcie federalnym.
Śledczy rozpoczęli również dochodzenia w sprawie samej końcówki prezydentury. Prokuratura stanowa w Georgii przygląda się, czy złamaniem prawa nie był słynny telefon Trumpa do urzędnika odpowiedzialnego za organizację wyborów w tym stanie, w którym prezydent domagał się „znalezienia brakujących 10 tys. głosów”. Zdaniem niektórych ekspertów może to stanowić złamanie obowiązujących w Georgii przepisów wyborczych.