Netanjahu może oprzeć kampanię na prowadzonej błyskawicznie akcji szczepień na COVID-19. Jednak lider Likudu będzie się musiał zmierzyć z wieloma innymi problemami

Premier Binjamin Netanjahu idzie do marcowych, czwartych w ciągu dwóch lat wyborów parlamentarnych z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony podczas kilkumiesięcznych rządów udało mu się zneutralizować koalicyjnego partnera Beniego Ganca, który stracił kontrolę nad partią i nie zdołał zapobiec jej rozpadowi. Z drugiej strony rozłamu we własnym stronnictwie nie uniknął także szef rządu.
Sondaże wskazują, że Kneset w kolejnej kadencji będzie wyjątkowo rozdrobniony. Opublikowane we wtorek badanie instytutu Midgam dla kanału Kaszet 12 wróży 11 ugrupowaniom pokonanie progu wyborczego, który w Izraelu należy do najniższych na świecie i wynosi 3,25 proc. Likud ma zająć pierwsze miejsce i zdobyć 29 mandatów w 120-osobowym parlamencie, o siedem mniej niż w marcu 2020 r., więc Netanjahu znów stanąłby przed trudnym zadaniem zebrania kilkupartyjnej koalicji. Rządzący od 2009 r. premier w przeszłości budował gabinety w oparciu na mniejszych partiach religijnej i świeckiej prawicy – ortodoksów z Sefardyjskich Strażników Tory i Zjednoczonego Judaizmu Tory, poradzieckich nacjonalistów z Naszego Domu Izrael czy konserwatywnych liberałów z koalicji Na Prawo. Po 2019 r. kolejne wybory dawały takiemu umownemu blokowi prawicy zbyt mało mandatów, więc w ubiegłym roku Netanjahu złamał szablon i związał się z Niebiesko-Białymi Ganca.
Negocjacje z centrolewicą były trudne, co znalazło odbicie w stopniu szczegółowości umowy koalicyjnej. Netanjahu miał kierować rządem przez pierwsze półtora roku, po czym przekazać stanowisko Gancowi, a samemu przesiąść się na specjalnie w tym celu utworzone stanowisko zastępczego premiera. Ganc w razie rozpadu koalicji miał zostać premierem automatycznie na okres kampanii wyborczej, o ile sojusz nie rozpadłby się w wyniku nieuchwalenia budżetu. Lider Likudu nie zamierzał jednak oddawać Gancowi fotela, więc po doprowadzeniu do rozłamu w jego partii, która nie przyjęła z zachwytem powołania wielkiej koalicji, chciał doprowadzić do przedterminowych wyborów z powodu nieuchwalenia budżetu. Plan zakładał, że Kneset najpierw przesunie o kilka miesięcy termin głosowania nad budżetem, by wybory mogły się odbyć w czerwcu, już po opanowaniu pandemii i zniesieniu trzeciego lockdownu. Netanjahu poślizgnął się na ostatniej prostej, przegrywając głosowanie nad odsunięciem uchwalenia budżetu.
Nowe wybory zostały więc rozpisane na 23 marca, a to znacznie mniej dogodny termin dla Likudu. Przede wszystkim dlatego, że Izraelczycy wciąż będą mieli świeżo w pamięci trzeci lockdown. W dodatku w lutym ma ruszyć sąd w związku z oskarżeniem premiera o korupcję. Na poważnego rywala wyrasta tymczasem Nowa Nadzieja, utworzona w grudniu z rozłamowców z Likudu zmęczonych stylem rządzenia Netanjahu, która może liczyć na 16 mandatów. Jej lider Gideon Sa’ar nie ukrywa premierowskich ambicji. Netanjahu nie sprzyja też porażka prezydenta USA Donalda Trumpa, na ścisłym sojuszu z którym Likud opierał izraelską politykę zagraniczną. Z sukcesami Amerykanie przenieśli ambasadę do Jerozolimy – konstytucyjnej stolicy Izraela, której świat za taką nie uznaje ze względu na bezprawne zajęcie miasta w wyniku wojen z Arabami – oraz formalnie zaakceptowali aneksję syryjskich Wzgórz Golan. Także dzięki wysiłkom amerykańskiej dyplomacji Netanjahu znormalizował relacje z kilkoma państwami arabskimi – Bahrajnem, Marokiem, Sudanem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi.
We wtorek Netanjahu zmienił zdjęcie w tle na swoim profilu twitterowym. To symboliczna zmiana, pokazująca zmianę akcentów w zbliżającej się kampanii. Zamiast fotografii z Trumpem oraz przedstawicielami Bahrajnu i ZEA pojawiło się zdjęcie, na którym szef rządu jest szczepiony na COVID-19. Izrael jest światowym liderem akcji szczepionkowej. Przynajmniej jeden zastrzyk ma za sobą już co piąty Izraelczyk, a Netanjahu osobiście odbiera na lotnisku kolejne transporty preparatu. Władze postawiły na zorganizowany chaos – teoretycznie istnieje kolejność, zgodnie z którą szczepione są kolejne grupy ludności, ale żeby zapobiec zmarnowaniu dawek, lekarze mają prawo do szczepienia kogokolwiek. Głośny był przypadek zaszczepienia ostatnią dawką z serii przypadkowo spotkanego dostawcy pizzy. Jest i krytyka: Izrael nie zrobił nic, by wesprzeć w tej kwestii władze Autonomii Palestyńskiej. ©℗