Premier tłumaczył, że choć czuje się niewinny, kultura polityczna wymaga, by wziął odpowiedzialność za polityków, na których ciążą zarzuty

Wczoraj do dymisji podał się premier Estonii Jüri Ratas, co jest równoznaczne z upadkiem jego centroprawicowego rządu. Niewykluczone, że uda się uniknąć nowych wyborów i powstanie nowa koalicja, oparta na dotychczasowych partiach liberalno-lewicowej opozycji z udziałem chadeckiej Ojczyzny, dotychczas najmniejszego koalicjanta w trójpartyjnym rządzie Ratasa.
– Podjąłem decyzję po konsultacjach z kierownictwem Estońskiej Partii Centrum (Kesk) i najbliższymi kolegami – tłumaczył wczoraj Ratas. – Możliwe były różne opcje, ale tylko jedna była właściwa. To oświadczenie jest końcem koalicji. Zaraz złożę dymisję na ręce prezydent. Partię Ojczyzna już o niej powiadomiłem. Próbowałem dodzwonić się do szefa Konserwatywno-Ludowej Partii Estonii (EKRE), ale spał, więc wysłałem mu stosowną wiadomość – dodawał na opublikowanym rano filmie. Odchodzący premier twierdzi, że nie wiedział o aferze, dopóki jej nie ujawniono, ale mimo to kultura polityczna wymaga, by sam poniósł za nią odpowiedzialność polityczną.
Ratas, który pełnił funkcję premiera od 2015 r., zrezygnował dzień po tym, jak policja zatrzymała kilku bliskich mu polityków. Zarzut płatnej protekcji usłyszał Mihhail Korb, sekretarz generalny Kesk. Korb w zamian za darowiznę wartą milion euro na rzecz ugrupowania miał sprzyjać w staraniach o budowę drogi, która łączyłaby budowane centrum handlowe Porto Franco z miejską infrastrukturą. Biznesmen Hillar Teder, którego syn kieruje firmą Porto Franco, miał wręczyć łapówkę Kersti Kracht, doradczyni ministra finansów. W zamian państwowa agencja KredEx miałaby też udzielić 39 mln euro zwrotnej pomocy antykryzysowej na projekt Porto Franco. – Dowody zbierane od stycznia zeszłego roku wskazują na liczne podobne przestępstwa – tłumaczył wczoraj prokurator Taavi Pern.
Centryści nie wykluczają, że będą uczestniczyć w rozmowach o powołaniu nowego rządu, ale wśród członków partii dominuje zdanie, że lepiej będzie przejść do opozycji albo przynajmniej oddać stanowisko premiera. – Wariant, który leży na powierzchni, to trójpartyjna koalicja złożona z Estońskiej Partii Reform, Ojczyzny i socjaldemokratów – powiedziała na antenie ETV+ Jana Toom, przedstawicielka zarządu Kesk. Prezydent Kersti Kaljulaid, nie czekając na wynik rokowań, zleciła wczoraj budowę rządu właśnie liderce reformatorów Kai Kallas. W takim wariancie Estonia otrzymałaby centrolewicowy gabinet, w którym nie byłoby centrystów, ale też skrajnej prawicy z EKRE, której przedstawiciele od wejścia do rządu po wyborach w 2019 r. wielokrotnie znajdywali się w centrum krytyki.
Ówczesny lider EKRE Mart Helme, który objął MSW, określił prezydent mianem „kobiety rozgrzanej emocjonalnie”, a jego syn Martin, następca w fotelu szefa partii i minister finansów, żądał od mediów publicznych karania krytykujących EKRE dziennikarzy. Mart Helme musiał oddać urząd szefa MSW w listopadzie 2020 r., gdy wspólnie z synem oskarżył ekipę Joego Bidena o sfałszowanie wyborów w Stanach Zjednoczonych na zamówienie „deep state”, jak w teoriach spiskowych nazywa się tajną elitę, która ma manipulować procesami politycznymi w państwach zachodnich. 3 stycznia ojciec i syn dodali do tego sugestię, że „deep state” zmanipulowała też wyniki niedawnych wyborów na Litwie i w Rumunii. „Drogi Martinie, drogi Marcie. Wasza wiara w naszą demokrację pomoże nam uwierzyć w wasz zdrowy rozsądek” – skomentował szef litewskiej dyplomacji Gabrielius Landsbergis. ©℗