Kirgistan wybierał prezydenta i docelowy ustrój polityczny, zaś w Kazachstanie przeprowadzono wybory parlamentarne

Kirgizi porządkują scenę polityczną po październikowej rewolucji. W niedzielę wybrali na prezydenta jednego z jej liderów Sadyra Dżaparowa, który według wstępnych danych otrzymał aż 79 proc. głosów. Równolegle wyborcy mieli wytypować model rządów, który zostanie zapisany w nowej konstytucji. Ośmiu na dziesięciu Kirgizów wybrało system prezydencki. Jeśli zostanie on zapisany w ustawie zasadniczej, Kirgistan może powtórzyć drogę sąsiednich autokracji.
Wyborów prezydenckich w ogóle by nie było, gdyby nie bunt z października 2020 r. i dymisja dotychczasowego szefa państwa Sooronbaja Dżeenbekowa. Kirgistan wybierał wówczas parlament, ale liczba nieprawidłowości sprawiła, że mieszkańcy tego kraju w dniu ogłoszenia wstępnych wyników wyszli na ulice. Według oficjalnych danych wygrała Jedność, z której list startował brat prezydenta Asyłbek Dżeenbekow, a tuż za nią uplasowała się Moja Ojczyzna Kirgistan, związana z byłym szefem urzędu celnego, oligarchą Rajymbekiem Matraimowem, kojarzącym się z korupcyjnymi praktykami i kupowaniem głosów. W trakcie gwałtownych protestów zajęto kilka gmachów rządowych, po czym władze anulowały głosowanie.
Wystąpienia doprowadziły do kilkudniowej anarchii, której efektem było m.in. uwolnienie części więźniów. Wśród nich był odsiadujący wyrok 11,5 roku więzienia Sadyr Dżaparow, który wkrótce został premierem, a po dymisji prezydenta – pełniącym obowiązki głowy państwa. Dżaparow siedział za to, że podczas protestów w 2012 r. wziął w charakterze zakładnika gubernatora obwodu issykkulskiego. I chociaż kirgiscy eksperci podkreślali, że polityka łączą niejasne powiązania z półświatkiem kryminalnym, wkrótce wyrósł on na postać numer jeden na krajowej scenie politycznej. Aby móc wystartować w wyborach, po miesiącu rządów podał się do dymisji. W niedzielę postawił kropkę nad „i” – został wybrany na szefa państwa. Kampanię prowadził pod hasłami antyelitarnymi. Reprezentował kirgiskojęzyczną prowincję w kontrze do rosyjskojęzycznego Biszkeku.
Pierwotnie politycy planowali napisanie nowej konstytucji, jednak nie zdołano dojść do kompromisu. Zamiast głosowania nad przyjęciem nowej ustawy zasadniczej Kirgizi zagłosowali nad podstawowym pytaniem, jaki ustrój ma zostać w niej zapisany: prezydencki czy parlamentarny. Dżaparow namawiał do tego pierwszego, licząc na umocnienie własnej władzy, i tak też wybrali wyborcy. Teraz zostanie przygotowana nowa konstytucja, która ma zostać przyjęta w kolejnym referendum, mogącym się odbyć równolegle z planowanymi na czerwiec wyborami parlamentarnymi. Kolejne głosowanie domknie fazę postrewolucyjnej transformacji. Jeśli jednak Kirgistan zostanie ogłoszony republiką prezydencką, jedyna demokracja w poradzieckiej Azji Centralnej może być zagrożona. Kruchy pluralizm niejednokrotnie prowadził do anarchii, ale zarazem był gwarancją względnej wolności, niewidzianej u sąsiadów tego górzystego kraju.
Przykładów nie trzeba szukać daleko. Dżaparow oświadczył, że z pierwszą wizytą uda się do Kazachstanu, który także w niedzielę wybierał parlament. W odróżnieniu od Kirgistanu bogatszy sąsiad od upadku ZSRR jest państwem skonsolidowanego autorytaryzmu. W 2019 r. rządzący od czasów radzieckich Nursułtan Nazarbajew skutecznie przeprowadził operację „sukcesja”, oddając stanowisko Kasym-Żomartowi Tokajewowi, samemu zachowując wpływ na linię polityczną. W niedzielę prezydencka partia Światło Ojczyzny zdeklasowała konkurencję, zdobywając według sondażowych wyników 72 proc. głosów. Te dane należy traktować ostrożnie. Do wyborów nie dopuszczono ugrupowań opozycyjnych, a pięć startujących partii tylko imitowało pluralizm. „The Economist” określił sytuację jako przyklaskiwanie rządzącym na pięć sposobów.
Jeden z liderów opozycji, oligarcha Muchtar Äblazow, który przebywa na emigracji we Francji, wezwał zwolenników do „mądrego głosowania”. To fraza ukuta przez rosyjskiego opozycjonistę Aleksieja Nawalnego. Nawalny zaproponował, by w sytuacji, gdy władze odmawiają rejestracji kandydatów opozycji, głosować na wybrane ugrupowanie koncesjonowane. Wszystko po to, by partia władzy – Jedna Rosja, a w przypadku Kazachstanu Światło Ojczyzny – nie zdobyła samodzielnej większości w parlamencie, co mogłoby zmobilizować przeciwników władzy do protestów.
Äblazow wezwał do „mądrego głosowania” na Ogólnonarodową Partię Socjaldemokratyczną. Socjaldemokraci przestraszyli się skojarzenia z antysystemową opozycją – ich lider Aschat Rachymżanow określił wezwanie mianem prowokacji – i wycofali się z wyborów. Emigracyjny opozycjonista przerzucił więc poparcie na inną koncesjonowaną partię, Świetlistą Drogą. Ta wprawdzie nie wycofała się z wyborów, ale przestała przyjmować nowych członków, obawiając się napływu realnych przeciwników panującego systemu politycznego. Świetlista Droga według wstępnych wyników dostała 10 proc. głosów, jednak komentatorzy podają w wątpliwość te wyniki, podkreślając liczne nieprawidłowości, m.in. niedopuszczanie niezależnych obserwatorów do lokali wyborczych. Opozycji nie udało się natomiast zmobilizować przeciwników władzy do protestu na wzór białoruski, a uczestnicy nielicznych wieców byli zatrzymywani przez policję.