Wystarczyło, by niewielka liczba funkcjonariuszy przeszła na stronę opozycji, by ze struktur siłowych zaczęły wyciekać poufne dokumenty.

Opozycyjny serwis na komunikatorze Telegram ujawnił raport białoruskiego resortu spraw wewnętrznych na temat sytuacji kadrowej w ministerstwie zaangażowanym w tłumienie protestów wymierzonych w Alaksandra Łukaszenkę. To kolejny w ostatnich tygodniach dowód na nieszczelność informacyjną władz w Mińsku.
Kanał BYPOL powstał z inicjatywy byłych mundurowych, którzy zdecydowali się dołączyć do opozycji po wybuchu protestów w sierpniu 2020 r. W czwartek, gdy prawosławni obchodzili Boże Narodzenie, kanał ujawnił krótki raport podpisany przez szefa wydziału współpracy kadrowej i pracy ideologicznej MSW. Pułkownik Alaksandr Mazur zebrał w nim dane dotyczące stanu kadrowego poszczególnych części MSW. Dokument przedstawia stan na 1 października 2020 r.
Zgodnie z przytoczonymi liczbami w MSW pracuje 46,1 tys. osób, nie licząc cywilów oraz poborowych służących w wojskach wewnętrznych. Tego typu wojska to odziedziczone po czasach ZSRR jednostki przystosowane do tłumienia zamieszek i pacyfikowania protestów. Nie licząc poborowych, stan kadrowy tych wojsk to 6716 osób. Do punktowego prześladowania opozycji i środowisk niezależnych wykorzystywany jest jeszcze HUBAZiK, czyli Główny Zarząd ds. Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją. Ten wydział liczył 360 osób.
Dane nie pozwalają na ocenę ogólnej liczby osób zaangażowanych w represje wymierzone w opozycję. Nie uwzględniają np. podporządkowanych MSW funkcjonariuszy AMAP (znanego też pod rosyjskim skrótem OMON), słynących z brutalności i stojących na pierwszej linii przy tłumieniu protestów. Jest ich ok. 1500, a u progu ubiegłorocznej kampanii wyborczej dostali znaczne podwyżki, dzięki którym służba w AMAP należy dziś do najbardziej dochodowych zajęć na Białorusi. Do tego dochodzi nieznana oficjalnie, ale sięgająca co najmniej kilkunastu tysięcy liczba pracowników Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego, znanego pod rosyjskim skrótem KGB.
Liczby dają też wyobrażenie o skali odejść z MSW w związku z protestami. W III kw. z resortu odeszły lub zostały zwolnione 1074 osoby. To ponad połowa wszystkich odejść w pierwszych trzech kwartałach ubiegłego roku. Nie wiadomo, jak duża ich część była związana z wypowiedzeniem lojalności Łukaszence, ale znaczący skok w porównaniu z poprzednimi kwartałami każe szacować liczbę niezadowolonych milicjantów na kilkaset osób, które zrzuciły mundur.
O 77 proc. w porównaniu z trzema pierwszymi kwartałami 2019 r. spadła liczba przestępstw popełnionych przez funkcjonariuszy, a o 65 proc. – liczba przypadków naruszenia dyscypliny poprzez picie alkoholu na służbie. Częściowo można to tłumaczyć większą mobilizacją w obliczu protestów, a częściowo – większym pobłażaniem dla milicji ze strony jej dowódców. Można do tego dodać znany z innych źródeł fakt, że w związku z biciem, a nawet zabijaniem demonstrantów (w sumie zginęło sześć osób) nie została wszczęta żadna sprawa karna.
Przedstawiciele BYPOL stawiają identyczną tezę: według nich już na początku 2020 r., gdy trwały protesty przeciwko przyspieszonej integracji z Rosją, które potem płynnie przeszły w wiece poparcia opozycyjnych kandydatów, a te w wybuch przeciwko sfałszowaniu sierpniowych wyborów, MSW wprowadziło niepisany zakaz pociągania milicjantów do odpowiedzialności. Ten stan został sformalizowany w wydanym 18 sierpnia 2020 r. rozporządzeniu ówczesnego ministra gen. Juryja Karajeua o stabilizacji klimatu moralno-psychologicznego i zachowaniu jądra kadrowego.
Ujawnienie dokumentu jest wyzwaniem dla MSW i osobiście gen. Iwana Kubrakoua, powołanego w październiku 2020 r. następcy Karajeua. W grudniu resort informował, że jednym z priorytetów działalności jest powstrzymanie podobnych wpadek. – Istnieje problem dotyczący wycieku informacji służbowej. To ważny obszar naszego zainteresowania – tłumaczyła wtedy rzeczniczka MSW Wolha Czamadanawa. Chodziło jej głównie o ujawnianie przez opozycję nazwisk i adresów zamieszkania funkcjonariuszy, także w kontekście zapowiadanego zbierania materiałów, które po ewentualnym przejęciu władzy przez przeciwników Łukaszenki mogłyby pomóc w rozliczeniu wykonawców represji.
Dokument podpisany przez Mazura to kolejny przykład wycieku informacji z samego serca białoruskich struktur siłowych. Kilka dni wcześniej portal EUobserver.com opublikował nagranie z 2012 r., na którym ówczesny szef KGB gen. Wadzim Zajcau omawia z dwoma oficerami sposoby zabijania za granicą przeciwników władzy. Wśród wymienionych celów był dziennikarz Pawieł Szaramiet, który rzeczywiście zginął w 2016 r. w Kijowie w wyniku wybuchu bomby podłożonej pod jego samochodem. Sprawców morderstwa dotychczas nie ustalono. ©℗
Ujawnienie dokumentu jest wyzwaniem dla MSW w Mińsku