Uğur Şahin połączył naukę z biznesem, aby zrewolucjonizować medycynę. Udało mu się to w przypadku szczepionki przeciw koronawirusowi, bo jako jeden z pierwszych rozpoczął nad nią pracę

Uğur Şahin jest bardzo zapracowanym człowiekiem. Tak bardzo, że umknęło mu nawet, że 8 grudnia 2020 r. wcześnie rano pierwszej osobie na świecie podano szczepionkę przeciw koronawirusowi, której jest ojcem chrzestnym. O tym, że w ten sposób na zawsze w historii zapisała się 90-letnia Margaret Keenan z Wielkiej Brytanii, poinformowali go dopiero współpracownicy.
Pomimo tego gigantycznego sukcesu, który zwieńczył prawie rok wysiłków i poprzedzające go 30 lat pracy zawodowej, Şahin jeszcze do niedawna nie był szerzej znany. Jeśli mierzyć czyjąś sławę tym, czy jest mu poświęcony artykuł na anglojęzycznej Wikipedii, to niemiecki naukowiec biznesmen został celebrytą raptem 9 listopada 2020 r. A jednak unika świateł jupiterów. Przede wszystkim dlatego, że miał ostatnio sporo pracy.
Badania nad szczepionką, w której nadzieję pokłada cały świat, to nie jest lekkie brzemię. W połowie grudnia 2020 r. wyznał dziennikowi „Financial Times”, że w dniach poprzedzających dopuszczenie preparatu do użytku był zdenerwowany, jak inżynier, który zaprojektował samolot i chociaż ufa swojemu dziełu, to nerwowo trzyma kciuki za tym, żeby wzbił się w powietrze. – To coś zupełnie innego, kiedy ludzie są po raz pierwszy szczepieni w prawdziwym świecie, poza badaniem klinicznym – mówił.

Samolot? Nie mam nawet prawka!

Niepokój musiał być tym większy, że na sukcesie szczepionki wisi sukces biznesowego dziecka jego i jego żony, czyli firmy BioNTech. Dzięki preparatowi znanemu do niedawna pod mało atrakcyjną nazwą BNT162b2 wartość firmy wzrosła prawie trzykrotnie, do 21 mld dol. To tyle, co wartość Orlenu, PZU i CD Projektu razem wziętych. Rosnąca wycena w oczach inwestorów sprawiła, że Şahin po raz pierwszy trafił w tym roku na listę 100 najbogatszych obywateli Niemiec (według „Forbesa” jest wart 3,8 mld dol.; w BioNTechu posiada ok. 18 proc. udziałów) i 500 najbogatszych ludzi na świecie (493. miejsce według Bloomberga).
Patrząc z boku na Şahina, nie sposób jednak domyślić się, że to miliarder. Nie ma samochodu ani prawa jazdy. Do pracy jeździ rowerem górskim, podobno tym samym od 15 lat. Mieszka niedaleko kwatery głównej swojej firmy w niewielkim mieszkaniu jak na standardy ludzi, których majątek wyceniany jest na dziewięć zer. – Nie zamierzam kupować samolotu – mówił niedawno dziennikowi „Welt am Sonntag”, zapytany o puchnący majątek. I chociaż przyznał, że trudno nie zwracać uwagi na rosnący kurs akcji BioNTechu, to – jak sam zapewnia – nie to się liczy najbardziej.
– Naprawdę zmienić czyjeś życie może to, że wpłynęło się na coś w medycynie – powiedział. Skromność i absolutne skoncentrowanie na badaniach potwierdzają badacze, którzy mieli z nim styczność. – Są niesamowici. Prawdziwi ludzie nauki – opowiada DGP jeden z polskich naukowców o Şahinie i jego żonie, która w BioNTechu pełni funkcję członka zarządu ds. medycznych. Z przekąsem dodaje, że taki duet u sterów firmy biotechnologicznej to zupełnie inna sytuacja niż w przypadku innej firmy zza Atlantyku, która komercjalizuje szczepionkę opartą na tej samej technologii.

Rodzinny biznesik

Şahin urodził się w 1965 r. w İskenderun, tureckim mieście, które do 1938 r. było częścią Syrii. Pod koniec lat 60. jego rodzice wyemigrowali do Niemiec, aby pracować w fabryce Forda. Dorastając, marzył, żeby zostać lekarzem. Udało się. Na studiach powziął cel, że chce walczyć z rakiem. W 1993 r. zrobił doktorat z nowego i bardzo obiecującego pola badawczego – wykorzystania układu odpornościowego do walki z nowotworami. Pod koniec lat 90. poznał swoją żonę, Özlem Türeci, także lekarkę i córkę tureckich emigrantów, chociaż urodzoną już w Niemczech (sama o sobie mówi „pruska Turczynka”). Połączyła ich pasja do medycyny i badań naukowych. Nie odpuścili sobie nawet w dniu ślubu – po ceremonii udali się do laboratorium przebrać się w białe kitle.
Od tamtej pory stanowią naukowo-biznesowy tandem. Anglojęzyczne media nazywają ich „power couple”, a niemieckie: „Glam-Couple”. Jeśli wypowiadają się o szczepionce lub o BioNTechu, to najczęściej razem. Jak się okazało, chociaż innowacyjne metody walki z rakiem przyciągały na początku ubiegłej dekady sporo uwagi, trudno im było zdobyć finansowanie na badania nad nimi. Wtedy zdecydowali się sięgnąć po prywatne pieniądze, co oznaczało konieczność założenia firmy.
W 2001 r. powstała Ganymed (nazwa nie ma jednak nic wspólnego z greckim bohaterem Ganimedesem, a wzięła się od tureckiego słowa „ganimet”, oznaczającego zdobycz). O biznesie nie mieli wtedy bladego pojęcia. Şahin do dzisiaj na półce w biurze ma nabytą wówczas książkę „Biznes plan dla opornych”. Mimo to firmie udało się zdobyć środki na badania nad nowoczesnymi sposobami walki z rakiem, a w 2016 r. została sprzedana japońskiej spółce farmaceutycznej Astellas za 1,4 mld euro.

Kto nie rozumie, że idzie pandemia?

W momencie zawierania transakcji z Japończykami Şahin wraz z żoną od ośmiu lat mieli już kolejne dziecko: BioNTech, gdzie pracowali nad lekami wykorzystującymi mRNA, instrukcję tworzenia białek zrozumiałą dla proteinowych fabryczek we wnętrzach komórek. Było wiadomo, że jeśli komuś uda się ujarzmić ten mechanizm do stworzenia skutecznych terapii, z miejsca zostanie miliarderem. Zebrany podczas badań nad mRNA know-how pozwolił Şahinowi zadeklarować dwa lata temu na konferencji naukowej w Berlinie, że jeśli świat znów stanie wobec zagrożenia ze strony nowej choroby zakaźnej, to jego firma będzie w stanie w ekspresowym tempie opracować szczepionkę.
Jak się okazało, rzeczywistość powiedziała „sprawdzam” szybciej, niż podejrzewał sam Şahin. Kiedy na początku tego roku pojawiły się doniesienia o nowym wariancie koronawirusa, Şahin doszedł do wniosku, że epidemia wkrótce wymknie się spod kontroli. Zakasał więc rękawy i w jeden ze styczniowych weekendów siadł przed komputerem w domu, aby opracować pierwsze prototypy przyszłej szczepionki. Zjawił się z nimi w biurze 27 stycznia 2020 r., po czym – za zgodą inwestorów – zarządził pełną mobilizację: kazał ludziom odwołać urlopy i wprowadził siedmiodniowy tydzień pracy na trzy zmiany, gdyby w firmie pojawiły się przypadki COVID-19.
Z opornymi – a tych nie brakowało – przeprowadzał krótkie rozmowy uświadamiające. – Nie widzę, żebyście pracowali, jak gdyby zbliżała się największa epidemia od 50 lat – mobilizował pracowników. W efekcie w niecały rok udało się nie tylko opracować preparat, lecz także wdrożyć go do produkcji, przeprowadzić przez niezbędne badania kliniczne, uzyskać zezwolenia i dopiąć dystrybucję – absolutny rekord w historii szczepień, gdzie najlepszy dotychczasowy wynik to cztery lata. Szczepionka, którą 8 grudnia otrzymała 90-letnia Brytyjka Margaret Keenan, to wdrożenie jednego z tych pomysłów, które Şahin przyniósł do pracy pod koniec stycznia.
Naukowiec biznesmen nie przypisuje sobie jednak autorstwa. W wywiadach podkreśla, że sukces był możliwy dzięki pracy setek ludzi (BioNTech teraz zatrudnia 1400 pracowników). – Nie postrzegam tego jako osobistego sukcesu. Pracuję z grupą światowej klasy specjalistów. Podołaliśmy temu wyzwaniu jako drużyna – mówił niedawno w wywiadzie dla „Deutsche Welle”. Na pytanie, czy czuje się naukowym superbohaterem, odpowiedział krótko. – Cały świat naukowy jest jednym wielkim superbohaterem, biorąc pod uwagę, ile pracy trzeba było w to włożyć – odparł. Wśród planów na przyszłość ma jeden: wrócić do walki z rakiem.