Ścisła kwarantanna w czterech prowincjach, godzina policyjna, wojsko wysłane do ochrony granic i odwołane noworoczne imprezy - tak władze Tajlandii walczą z największym w tym kraju skokiem zakażeń koronawirusem.

Od niedzieli w Tajlandii wykryto do środy ponad 1400 nowych infekcji, z których większość stwierdzono u robotników napływowych pracujących na targu rybnym w leżącej niedaleko Bangkoku prowincji Samut Sakhon. To blisko jedna czwarta wszystkich zakażeń SARS-CoV-2 zanotowanych w Tajlandii od początku epidemii. Do środy wykryto ich w sumie 5762. Od końca kwietnia do drugiej połowy grudnia miejscowe służby medyczne notowały zaledwie jedno- i dwucyfrowe dzienne liczby zakażeń koronawirusem, co czyniło Tajlandię jednym z krajów najlepiej zarządzających epidemią.

Istnienie ogniska zakażeń na targu rybnym w Samut Sakhon potwierdzono w miniony weekend. Zakażeni są birmańscy pracownicy zatrudnieni przy przetwarzaniu krewetek oraz tajscy sprzedawcy. Jak informuje dziennik "Bangkok Post", powiązane z tym ogniskiem przypadki wykryto już w co najmniej 22 prowincjach w całym kraju. Wirusa roznieśli prawdopodobnie sprzedawcy oraz osoby transportujące owoce morza.

Do środy stan kwarantanny ogłoszono w trzech prowincjach na południu kraju, w tym w Samut Sakhon, oraz w części prowincji Chiang Mai na północy. Zamknięto m.in. szkoły, parki i obiekty sportowe, wprowadzono zakaz jedzenia w restauracjach i obowiązującą w godz. 22-5 godzinę policyjną. Zagranicznym robotnikom zakazano wychodzenia z hosteli, w których są zakwaterowani. Lockdown ma potrwać do początku stycznia.

Gubernator Bangkoku Aswin Kwanmuang polecił odwołanie wszystkich zaplanowanych przez miasto noworocznych imprez i zalecił to samo organizatorom prywatnych przyjęć oraz administratorom stołecznych świątyń, w których zwykle odbywają się noworoczne zgromadzenia modlitewne. Nowy Rok nie będzie świętowany także w żadnej z objętych kwarantanną prowincji ani w nadmorskim kurorcie Pattaya. W handlowej dzielnicy Pathum Wan w centrum tajlandzkiej stolicy zamknięto tymczasowo trzy sklepy i lokale z jedzeniem w pobliskim centrum handlowym, które odwiedziła zakażona koronawirusem kobieta.

Premier Prayuth Chan-ocha podkreślił w środę, że za najnowszym skokiem zakażeń stoją imigranci z sąsiedniej Birmy, którym udawało się wielokrotnie w sposób nielegalny przekraczać granicę. Jak poinformował, powstanie komisja śledcza, która zbada możliwy udział w procederze skorumpowanych urzędników imigracyjnych, a do granicznych prowincji zostaną wysłane dodatkowe oddziały wojska, które mają kontrolować trasy przerzutowe nielegalnych imigrantów. We wtorek wicepremier Prawit Wongsuwan powiedział, że nie wierzy, że część odpowiedzialności za nową falę zakażeń ponoszą urzędnicy.

Do skoku infekcji doszło w czasie, gdy władze zapowiadały dalsze złagodzenie restrykcji wjazdowych dla zagranicznych turystów, co pomogłoby obsługującemu ich biznesowi. Niejasne pozostaje, czy podjęte już decyzje o dopuszczeniu do programu specjalnych wiz turystycznych obywateli większej liczby krajów zostaną podtrzymane.

W 2019 roku Tajlandię odwiedziło niemal 40 mln gości z zagranicy, przynosząc krajowi dochody w wysokości ok. 60 mld USD. Uzależniona od turystyki gospodarka znajduje się obecnie w głębokiej recesji, zaś nowa fala zakażeń może stanowić zagrożenie także dla producentów owoców morza, których Tajlandia jest siódmym największym producentem na świecie. Tajlandzki bank centralny szacuje, że miejscowa gospodarka skurczy się w 2020 roku o ponad 6 proc., jednak Bank Światowy spodziewa się spadku PKB o 8,3 proc.