Jeśli w połowie 2020 r. mniejszą liczbę pozwów rozwodowych tłumaczono zamrożeniem sądów, to dziś ten spadek może oznaczać zmiany w myśleniu o rodzinie.

Pandemia i zamknięcie się w domach może negatywnie wpłynąć na małżeństwa i wywołać falę pozwów o rozwód – ostrzegali w zeszłym roku psycholodzy. Nie potwierdziły tego majowe dane z sądów okręgowych. Teraz widać, że ten trend utrzymał się do końca 2020 r.
Według ekspertów wysyp pozwów pojawia się wczesną jesienią, po wakacjach. Poprosiliśmy więc sądy okręgowe o dane za czas od września do grudnia 2020 r. Okazało się, że liczba składanych wniosków spadła. Np. w SO w Warszawie w tym czasie było ich 1405, o 294 mniej w porównaniu z 2019 r. I o 125 – z 2018 r. W Gdańsku (1419) odpowiednio – o 109 i 156, Katowicach (1242) o – 173 i 212. Podobne trendy widać w kolejnych okręgówkach, m.in. we Wrocławiu, w Łodzi, Lublinie, Poznaniu czy Kielcach.
Mecenas Karolina Marszałek w swojej kancelarii obserwuje zwiększone zainteresowanie sprawami rodzinnymi. Jednak widzi też problem: stała opłata od pozwu o rozwód wynosi 600 zł. Jeżeli sąd ma dokonać również podziału majątku, dochodzi opłata 300 zł lub 1 tys. zł (w zależności od tego, czy jest zgoda stron co do sposobu podziału majątku, czy nie). Jeśli nie ma ugody, sądowy podział trwa nawet pięć lat. W tym czasie strony żyją już zwykle osobno. – Gdy przedstawiam te koszty i scenariusze, pojawia się wahanie. Nie każdy ma gwarancję pracy, nie w każdym jest przekonanie, że samodzielnie da radę się utrzymać – mówi adwokat. Jej zdaniem odczuwalnie większy ruch w kancelariach nie stoi w sprzeczności ze spadkami w statystykach. – Z usług prawników decydują się skorzystać dziś albo osoby zdeterminowane, albo te, które na to stać – ocenia. Technicznych problemów, jakie były jeszcze w połowie ubiegłego roku, dziś już nie ma. Kancelarie funkcjonują normalnie. Podobnie sądy.
– Nadal obowiązuje kwarantanna na dokumenty, lecz to nie ma większego znaczenia dla procedur – mówi sędzia Tomasz Durlej, rzecznik SO w Kielcach ds. cywilnych.
– Mieliśmy pojedyncze przypadki zakażeń wśród pracowników, które jednak nie wpływały na tryb działań – wtóruje mu sędzia Arkadiusz Guza z SO w Radomiu.
Od września do grudnia spadła też liczba spraw zakończonych rozwodem, choć np. w Katowicach, Kielcach czy Gdańsku orzeczono ich więcej niż w poprzednich latach. – Proszę mieć na uwadze, iż we wskazanych przedziałach czasowych załatwienia przekraczają wpływ, są to również sprawy, które wpłynęły wcześniej – zastrzega rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Gdańsku, Łukasz Zioła.
Demograf, prof. Piotr Szukalski, zauważa, że liczba orzeczonych rozwodów świadczy głównie o przepustowości sądów. Co innego pozwy, które mówią już wprost o naszym nastawieniu. Liczba zawieranych w kraju małżeństw utrzymuje się na stabilnym poziomie, z pewnym spadkiem tzw. pierwszych małżeństw, co jednak nie powinno mieć wpływu na dane z okręgówek. Profesor Szukalski jest jednak zdziwiony spadającą liczbą pozwów. – Po zamrożeniu pracy sądów w połowie zeszłego roku należało spodziewać się ich wzrostu w kolejnym kwartale. Byłoby to naturalnym przesunięciem w czasie realizacji podjętej decyzji – mówi. Patrząc z tej perspektywy, wychodzi, że spadek jest bardziej znaczący. O czym świadczy? Tu możliwe są dwa wytłumaczenia. Pierwsze: w czasie kryzysu, jakim jest pandemia, zmienia się podejście do małżeństwa. Mniej chodzi w nim o bezpieczeństwo emocjonalne, bardziej – egzystencjalne. Mamy więc związki z rozsądku na miarę XXI w., w których prym wiedzie pragmatyzm. I drugi aspekt: decyzja o rozwodzie ze względu na przedłużającą się niepewność ekonomiczną może być odsunięta w czasie. Nie ma prostej odpowiedzi, na jak długo, bo końca pandemii nie widać. – Zarówno poprzedni rok, jak i ten będą dla badaczy niezwykle trudne do stawiania diagnoz, bo koronawirus wybił nas z rytmu zwyczajowej oceny trendów przyznaje Szukalski.
Profesor Gavin Rae, socjolog, potwierdza, że najlepszym spoiwem małżeństw jest dziś niepewność ekonomiczna. – Jeszcze w połowie 2020 r., po tygodniach spędzonych w domowym zamknięciu, łatwiej było nam rzucać deklaracje rozwodowe. Wierzyliśmy, że pandemia skończy się w kilka miesięcy i będziemy mogli przejść od słów do czynów. Dziś ludzie stracili nadzieję, że sytuacja szybko się poprawi. A myśląc o rozstaniu, trzeba kalkulować, że oddzielne życie jest droższe i mniej stabilne ekonomicznie – ocenia. I dodaje, że w niektórych rodzinach pojawił się lęk przed samotnością. Lepiej „jakoś” być razem, niż decydować się na niepewną przyszłość singla z odzysku.