Posłanka Izabela Leszczyna podkreśliła w rozmowie z PAP, że szanuje stanowisko konserwatystów z PO ws. aborcji, jednak - jak przekonuje - obecne prawo antyaborcyjne jest martwe, a za liberalizacją opowiada się ok. 70 proc. społeczeństwa. Zastanawia się też dlaczego konserwatyści chcą decydować za kobiety.

W PO toczy się obecnie dyskusja nad nowym stanowiskiem partii po opublikowaniu październikowego orzeczenia TK, który za niekonstytucyjną uznał przesłankę z tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r., która pozwalała na przerwanie ciąży z powodu ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Po wyroku Trybunału aborcja jest legalna tylko w dwóch przypadkach - gdy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu kobiety lub gdy powstała w wyniku czynu zabronionego (gwałtu, kazirodztwa). PO popierała do tej pory tzw. kompromis aborcyjny z 1993 r., jednak po orzeczeniu TK, władze ugrupowania dostrzegły potrzebę zmian w tej sprawie. Duża część partii optuje za liberalizacją prawa do przerywania ciąży.

Inne podejście ma tzw. konserwatywne skrzydło PO, które przygotowało i przekazało m.in. władzom klubu oraz liderowi PO Borysowi Budce własny projekt stanowiska dotyczącego aborcji. Jest to grupa 21 posłów, senatorów i europosłów, którzy z jednej strony sprzeciwiają się zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego, z drugiej - koncepcjom zakładającym możliwość przerywania ciąży "na życzenie". Bliska jest im idea powrotu do stanu prawnego sprzed wyroku TK. Dostrzegają też jednak potrzebę wprowadzenia edukacji i dostępu do antykoncepcji.

Nad stanowiskiem PO w kwestii aborcji i szerzej - praw kobiet pracuje zespół pod kierownictwem wicemarszałek Sejmu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Niewykluczone, że już w przyszłym tygodniu sprawą zajmie się zarząd Platformy.

Izabela Leszczyna, która zasiada zarówno w zespole Kidawy-Błońskiej, jak i zarządzie PO, podkreśliła w rozmowie z PAP, że szanuje stanowisko konserwatystów, choć - w jej odczuciu - wynika ono z niezrozumienia racji liberałów. Jak podkreśliła, zwolennikom poszerzenia prawa do aborcji nie chodzi o upowszechnienie tego typu zabiegów. "Nie chcemy, żeby w Polsce było więcej aborcji, ani nie uważamy, że większa liczba aborcji jest czymś pozytywnym. Wręcz przeciwnie - chcemy, żeby aborcji było mniej niż jest teraz. Problem jednak polega na tym, że bez edukacji seksualnej i antykoncepcji będzie ich zawsze więcej, będą w podziemiu, będą niebezpieczne dla kobiet, albo zarezerwowane dla kobiet zamożnych i na to polityk, szczególnie katolik nie może zamykać oczu" - zaznaczyła posłanka PO.

Jej zdaniem szerszy dostęp do aborcji nie oznacza, że zwiększy się liczba chętnych, by ją wykonać. "Jeśli kobieta chce mieć dziecko, to ma dziecko i prawo nie ma tu żadnego znaczenia. Zdarza się też jednak tak, że kobieta nie chce mieć dziecka, bo nie jest na przykład psychicznie gotowa do macierzyństwa. Pytam więc moich kolegów konserwatystów: jakie mają prawo, by mówić kobiecie, co ma zrobić?" - dodała Leszczyna.

Zastanawiała się też dlaczego konserwatyści z PO nie protestowali tak mocno jak teraz, kiedy PiS likwidował program refundacji in vitro, lub gdy kwestionowano zasadność wykonywania badań prenatalnych. "Dlaczego moi koledzy konserwatyści, którzy opowiadają się za życiem, wtedy nie podnosili rabanu?" - pytała posłanka PO.

Zwróciła uwagę, że często, gdy kobiety nie chcą mieć dzieci, dochodzi do sytuacji tragicznych. "Wszyscy czytaliśmy o dzieciach w beczkach, dzieciach wyrzucanych na śmietnik, duszonych w reklamówkach, o dziewczynach, które przez dziewięć miesięcy ukrywają ciążę. Mówimy także o takich przypadkach" - podkreśliła Leszczyna.

W jej ocenie obecne przepisy antyaborcyjne są de facto martwe, ponieważ sprzyjają działalności niebezpiecznego dla kobiet podziemia aborcyjnego lub powodują, że Polki wyjeżdżają za granicę przerywać ciąże. "Nie godzę się na takie prawo. Zamykamy oczy, nie widzimy dziejącej się niesprawiedliwości i udajemy, że świat jest dobry, bo nie brudzi naszego sumienia?" - ironizowała posłanka Platformy.

Według Leszczyny polskie społeczeństwo, podobnie jak kiedyś konserwatywne irlandzkie, jest gotowe na liberalizację prawa do aborcji. "Około 70 proc. polskiego społeczeństwa opowiada się za liberalizacją tego prawa, więc nie wiem dlaczego mamy żyć w takim systemie prawnym, który jest w krajach wyznaniowych, np. w Iranie?" - dziwiła się posłanka PO.

Podkreśliła, iż każdy w takich kwestiach, jak aborcja, powinien decydować "za siebie". "Pan Bóg zbawia nas indywidualnie, nie zbiorowo. Każdy z nas, jeśli jest człowiekiem wierzącym, musi rozliczyć się z Panem Bogiem sam. Żaden konserwatysta nie zbawi żadnej kobiety, ona, musi to zrobić sama" - dodała Leszczyna.

Liberalnie nastawieni posłowie PO, jak Izabela Leszczyna, Agnieszka Pomaska, Sławomir Nitras czy Sławomir Neumann, są za dopuszczeniem aborcji do 12 tygodnia ciąży (po odbyciu jednak konsultacji pacjentki z lekarzami czy psychologiem). Małgorzata Kidawa-Błońska mówiła w środę w radiu Zet, że jej zespół pracuje nad rozwiązaniem, które zakładałoby nieco inne rozwiązanie - by dodać "czwartą przesłankę" do przerywania ciąży - "trudnej sytuacji kobiety". Według Leszczyny chodzi także o przypadki kiedy kobieta "psychicznie nie jest w stanie unieść macierzyństwa".

List konserwatystów podpisali m.in. posłowie: Ireneusz Raś, Tomasz Głogowski, Cezary Grabarczyk, Paweł Zalewski, Marek Sowa, senatorowie: Antoni Mężydło, Kazimierz Kleina oraz europoseł Jan Olbrycht. (PAP)