Aby osiągnąć "efekt odporności populacyjnej", trzeba zaszczepić około 15 mln Polaków, czyli w miarę prawdopodobnym scenariuszem jest jesień - mówił we wtorek minister zdrowia Adam Niedzielski. Prawdopodobieństwo, że w Polsce nie ma mutacji koronawirusa z W. Brytanii ocenił na "bardzo niskie".

W niedzielę w całej Polsce ruszyła ogólnopolska akcja szczepień przeciwko COVID-19. We wtorek mają być rozdysponowane ostatnie fiolki z pierwszej partii szczepionek, która dotarła do Polski w piątek w nocy oraz część z drugiej, poniedziałkowej dostawy. Obecnie szczepieni są medycy.

Minister Niedzielski, pytany w Radiu Zet o przekonywanie Polaków do tego, że warto się szczepić i kto może być osobą, która będzie do tego zachęcać, wskazał na znaczenie wiedzy na ten temat i akcji informacyjnych. "Przeprowadziliśmy badania i monitorujemy różne analizy - generalnie wydaje się, że głównym argumentem, który ma przekonać wszystkich do szczepień jest podawanie rzetelnej wiedzy" - zaznaczył. Na uwagę, że wielu przekonałaby "gotówka", Niedzielski odparł, że "takiego rozwiązania nie przewidujemy".

Pytany, jaka grupa obywateli musiałaby się zaszczepić, aby wszystkie obostrzenia zostały zniesione, zaznaczył, że nie zależy to "bezpośrednio od procentu zaszczepienia". "Ale oczywiście istnieje zależność, że im więcej ludzi będzie zaszczepionych, tym mniejsza będzie liczba dziennych zakażeń, mniej będzie też zgonów" - dodał.

Pytany, kiedy możemy prognozować powrót do normalnego życia, zastrzegł, że bardzo nie lubi "takiego gdybania". "Żeby taki efekt odporności populacyjnej się pojawił, to najczęściej mówi się o 50-60 proc. zaszczepionych dorosłych, co w Polsce oznacza mniej więcej 15 mln osób" - dodał.

Jak zauważył, aby "zdążyć do wakacji", trzeba by szczepić miesięcznie ok. 2-3 mln osób, co jest według niego "bardzo dużą liczbą". "Raczej nie damy rady, wydaje się to mało prawdopodobne. Myślę, że w miarę prawdopodobnym scenariuszem jest jesień. To byłoby bardzo ambitnym celem, gdyby udało się to zrobić " - przyznał.

Niedzielski wyjaśnił, że nie zależy to wyłącznie od działania naszego systemy opieki medycznej, a dotyczy też tego, jak będą realizowane dostawy poszczególnych szczepionek. "Na razie mamy w ręku jedną szczepionkę zatwierdzoną przez Europejską Agencję Leków" - zauważył.

Mówiąc o pozostałych szczepionkach na COVID-19, powiedział, że "jedna jest w trakcie, bo na 6 stycznia jest wyznaczone posiedzenie (EAL), ono zostało przesunięte z 12 stycznia". "Tutaj Komisja Europejska też przyspiesza pod presją państw członkowskich, ale pozostałe informacje z pozostałych firm nie są już tak optymistyczne" - mówił. Wyjaśnił, że niedawno niektórzy producenci deklarowali, że "za chwilę" będą dostarczali szczepionki do Polski, a teraz "pojawiają się różne informacje, które tego nie potwierdzają".

Pytany, czy mutacja koronawirusa z Wielkiej Brytanii jest już w Polsce, szef MZ przyznał, że na razie nie ma takiego potwierdzenia. "Poprosiłem poprzez Agencję Badań Medycznych, żeby wprowadzić w Polsce badania sekwencjonowania wirusa, które pozwalają wskazać z jakiego typu mutacją mamy do czynienia. Natomiast prawdopodobieństwo, że go tutaj nie ma, jest bardzo niskie" - powiedział. Według niego, takie "badania dotyczące sekwencjonowania wirusa mają ruszyć w przyszłym roku, czyli za kilka dni". Przypomniał, że "wirusy mutują ciągle, non stop - taka jest natura, taka jest siła ewolucji".