Dla Donalda Tuska pełnienie obowiązków ministra rolnictwa może się okazać o wiele bardziej kłopotliwe niż funkcja premiera. Przede wszystkim nie będzie już mógł udawać, że nie wie, co się tu dzieje. Wyciąganie przez media kolejnych nazwisk ludowców na bardziej i mniej intratnych stanowiskach rządowych to dopiero pierwszy odcinek serialu.
Nie da się też dłużej nie dostrzegać, jak agencje podlegające pod ten resort kupowały kolejnym ministrom rolnictwa spokój u różnego rodzaju działaczy związków i organizacji rolniczych. Dlaczego na przykład KRUS (Kasa Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych), w 90 proc. dotowany z budżetu, jednocześnie zachowuje się jak bogaty sponsor? Obdarowuje rozmaite związki rolników pieniędzmi na organizację kolonii dla wiejskich dzieci, pozwalając im na tym nieźle zarabiać. Gdyby podobnie zachowywał się ZUS, mielibyśmy do niego pretensje, że marnuje nasze składki emerytalne. W KRUS sponsorowanie działaczy jakoś nikogo nie razi.
Zawoalowaną formą kupowania spokoju jest też opłacanie przez budżet składek, które związki i organizacje rolników uiszczać mają w ponadnarodowych organizacjach, takich jak Copa Cogeca. Czy wynajmowanie na stałe biura w Brukseli dla organizacji rolników musi być finansowane z kieszeni polskich podatników? Jeśli tak, to p.o. minister rolnictwa przynajmniej powinien nam powiedzieć, jakie racje za tym stoją. Oraz ile to kosztuje i jak się ma do prawdziwej liczebności owych organizacji.

Dlaczego dotowany z budżetu KRUS zachowuje się jak bogaty sponsor?

Rolniczym związkowcom opłaca się nie tylko Ministerstwo Rolnictwa. Parlament, który jedną ręką odbiera ulgi na dzieci rodzinom z jednym dzieckiem, drugą – przeznacza nasze pieniądze na fety i bankiety. W marcu tego roku Sejm, na wniosek senackiej komisji rolnictwa, kierowanej przez członka Prawa i Sprawiedliwości, przegłosował specjalną poprawkę w budżecie Agencji Rynku Rolnego. Poprawka przeznacza 500 tys. zł dotacji na obchody 150-lecia Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. Czy w czasie, gdy straszymy się wzajemnie nadchodzącą drugą falą kryzysu, jest to naprawdę wydatek celowy? Związków i organizacji rolniczych jest wiele, czy każdemu podatnicy mają fundować rocznicowe uroczystości? Komisja Europejska już wyraziła swoje zaniepokojenie nieprawidłowościami w spółkach podległych ARR (tych, o których dowiedzieliśmy się ze słynnych taśm PSL). Nie wydaje się, by podatnikom unijnym taka forma wspólnej polityki rolnej przypadła do gustu. Niefrasobliwość polskiego parlamentu (poprawkę przyznającą dotację przegłosowano wbrew stanowisku sejmowej komisji finansów publicznych) może odbić się na polskich rolnikach, ale – jak widać – dla parlamentarzystów nie był to argument najważniejszy.
Donald Tusk zapędził się w kozi róg. Z każdym kolejnym dniem będzie się dowiadywał o sprawach skandalicznych albo kontrowersyjnych (nawiasem mówiąc, co do tej pory robił w Ministerstwie Rolnictwa wiceminister z PO?). I będzie miał kłopot, co z tym fantem zrobić. Żadne rozwiązania radykalne nie wchodzą przecież w grę. O gruntownych czystkach nie ma mowy. To byłby cios, po którym ludowcy mogliby się nie podnieść, co nie jest w interesie Platformy. O tym, żeby przestać w zawoalowany sposób korumpować działaczy rolniczych, też nie można myśleć. Natychmiast zaczną krzyczeć o ciężkiej doli rolników i straszyć organizowaniem blokad. Pozbawienie koalicjanta resortu rolnictwa także nie wchodzi w grę. Oznaczałoby koniec koalicji i koniec tego rządu. Wygląda na to, że dobrego rozwiązania tej sytuacji nie ma.
Najprawdopodobniej więc skończy się na kilku pokazówkach, czyli pozbawieniu stanowisk i apanaży ludowców, nie najbardziej bliskich Waldemarowi Pawlakowi. A reszta zostanie po staremu. Po wakacjach ciężka teka ministra rolnictwa znów trafi w ręce jakiegoś ludowca, który – co oczywiste – będzie pamiętał o kolegach. Będą tylko bardziej uważać, żeby nie kłuć w oczy.