Ruch aktywistów hakerów jest niezwykle romantyczny. Walczy o prawa milionów internautów uciskanych przez polityków i korporacje. Świetnie operuje popkulturowymi symbolami – np. swoim symbolem, czyli maską z V jak Vendetta. Właśnie zaczął rekrutować w Polsce. I chętnych do przyłączenia się do tej internetowej bandyterki podlanej sosem walki o prawa człowieka nie brakuje.
Podziękujmy za to politykom, którzy zamiast informować i rozmawiać o planach dotyczących regulacji internetu, uważają, że lepiej to załatwiać po cichu. Może obywatele nie zauważą. Może nie zrozumieją, o co chodzi, toż to przecież takie skomplikowane kwestie prawne. Po co zawracać im głowę? Właściwie nie wiadomo, co Ministerstwo Kultury chciało osiągnąć, ukrywając niemalże do dnia podpisania ACTY swoje zamiary?
Można za to łatwo przewidzieć, co się będzie działo w najbliższych dniach. Gaszeniem pożaru zajmie się Michał Boni jako minister ds. cyfryzacji. Tak jak w poprzednich latach jako szef doradców strategicznych przy KPRM gasił pożary po próbie wprowadzenia Rejestru Usług i Stron Niedozwolonych czy implementacji dyrektywy audiowizualnej, która miała wprowadzić rejestrację serwisów wideo w sieci. Wtedy wystarczyło kilka spotkań z „blogerami i internautami” oraz wycofanie kontrowersyjnych przepisów. Miało być nawet lepiej, bo przecież powstało Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, w zamyśle mające koordynować prace (także legislacyjne) dotyczące sieci. MAiC już jest, ale zwyczaje polityków się nie zmieniły.
Za to politykom i urzędnikom udało się co innego. Wychowali sobie coraz większą grupę ludzi sfrustrowanych i niewierzących władzy, za to dosyć biegłych w internecie. Części wystarczy robienie demotywatorów z hasłami „Donald, frajerze, przejedziesz się na hakerze”. Inni przyłączą się do cyberataków na urzędy.