W listopadzie 2011 r. została opublikowana kolejna edycja badań Diagnoza Społeczna, prowadzonych co dwa lata od 1993 r. Media zajmowały się tym raportem przez chwilę, więc można przypuszczać, że wiele bardzo ciekawych wniosków z niego płynących pozostało niezauważonych przez opinię publiczną. A szkoda, bo niektóre wyniki badań naprawdę dają do myślenia. Popatrzmy na takie obszary jak edukacja, finanse i zdrowie.
Hasło „kobiety na traktory” znane z minionej epoki teraz możemy śmiało zastąpić hasłem „kobiety na uczelnie”. Kształci się 68 proc. kobiet w wieku 20 – 24 lata i tylko 52 proc. mężczyzn. Ta różnica powiększa się od dłuższego czasu. Natomiast powiedzenie „nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera” powraca. Spada premia za edukację wyższą, czyli osoby z licencjatem i magistrem nie zarabiają już istotnie więcej od osób z wykształceniem średnim. Widać wyraźnie dewaluację dyplomu magistra, natomiast na znaczeniu zyskuje doktorat. Utrata wartości tytułu licencjata i magistra jest szczególnie widoczna w sektorze publicznym, mniej w sektorze prywatnym. Ciekawe, skoro wykształcenie nie jest ważnym czynnikiem awansu w sektorze publicznym, to co nim jest? Zresztą te tendencje już zostały zauważone przez młodych ludzi, ponieważ według diagnozy nieznacznie zmalał odsetek uczących się osób w wieku 20 – 24 lata.
Lata 2009 – 2010 boleśnie zweryfikowały aspiracje Polaków. Dochody wzrosły znacznie mniej, niż oczekiwano. A ponieważ popyt na kredyt był dostosowany do wygórowanych oczekiwań wzrostu dochodów, zaobserwowano znaczący wzrost zadłużenia Polaków w relacji do faktycznie uzyskanych dochodów. Już 23 proc. Polaków miało kredyty o wartości powyżej swoich rocznych dochodów, w 2009 r. ten odsetek wynosił 19 proc., a w 2000 r. tylko 8 proc. Przeciętne zadłużenie Polaka w ubiegłym roku wynosiło ponad 15 jego miesięcznych pensji, podczas gdy dwa lata wcześniej było to niecałe 10 pensji. Tak znaczący wzrost zadłużenia może okazać się bardzo bolesny w warunkach spowolnienia gospodarczego lub recesji w latach 2012 – 2013. Już w 2011 r. pogorszyła się dyscyplina spłaty kredytów w terminie, dotyczyło to w większym stopniu rodzin, w których była osoba bezrobotna.

W najbliższym czasie Polacy wybiorą, czy styl życia na kredyt, budowany na wybujałych oczekiwaniach rodem z zielonej wyspy, pozostanie bez zmian

Można oczekiwać, że te zjawiska się nasilą i pojawią nowe, jeszcze bardziej niepokojące. Po pierwsze, wysokie co do wartości kredyty na zakup mieszkania lub domu, do tej pory spłacane regularnie, będą regulowane z opóźnieniami, gdy ktoś w rodzinie straci pracę – co będzie częste w latach 2012 – 2013. Po drugie, zmusi to banki do urealnienia wyceny nieruchomości w stosunku do wartości kredytów, a w przypadku pożyczki we franku szwajcarskim banki będą musiały stworzyć potężne rezerwy (wartość kredytu będzie często przekraczała wartość zabezpieczenia). Straty pożyczkodawców doprowadzą do zaostrzenia polityki kredytowej, spadnie popyt na mieszkania i domy, pójdą w dół ich ceny, co jeszcze bardziej pogłębi straty w bankach. Po pewnym rozczarowaniu, jeśli chodzi o aspiracje Polaków w latach 2009 – 2011, przyjdzie prawdziwy zimny prysznic w latach 2012 – 2013.
Zwracam też uwagę, że w 2011 r. 72 proc. Polaków deklarowało, że ich potrzeby zdrowotne są zaspokajane w takim stopniu jak dwa lata wcześniej, 26 proc. uważało, że jest gorzej. Obecnie mamy olbrzymie zamieszanie, które wynika z tego, że w finansach publicznych brakuje środków na refundację leków i rząd wprowadza oszczędności. Demografia jest nieubłagalna i z każdym rokiem wydatki na leczenie będą rosły, a wobec katastrofalnego stanu finansów publicznych będzie to oznaczało radykalny wzrost kosztów na leczenie ponoszonych przez Polaków z własnej kieszeni. Tymczasem Diagnoza Społeczna pokazuje, że tylko 20 proc. Polaków ma oszczędności przekraczające półroczne dochody i te środki drastycznie stopnieją w latach 2012 – 2013 na skutek recesji. To oznacza, że wobec malejącej zdolności państwa do finansowania rosnących potrzeb zdrowotnych Polaków w najbliższej dekadzie wielu z nas stanie przed dramatycznymi wyborami: sprzedać mieszkanie, żeby opłacić operację ratującą zdrowie, czy czekać kilka lat na NFZ i nie doczekać. W najbliższym czasie Polacy zdecydują, czy obecny styl życia na kredyt, beztroski, budowany na wybujałych oczekiwaniach rodem z zielonej wyspy, pozostanie bez zmian, czy trzeba będzie zacisnąć pasa. Bo bez własnych oszczędności na stare lata nie będzie ani dostępnej opieki zdrowotnej, ani porządnej emerytury.
Diagnoza Społeczna 2011 to ostatnia w miarę optymistyczna diagnoza stanu ducha i kieszeni Polaków. Kolejne badanie, przeprowadzone w 2013 r. z pewnością ujawni wszystkie słabości polskiego modelu rozwoju.