Wysłanie do walki z samozwańczym Państwem Islamskim 210 polskich żołnierzy ma swoje uzasadnienie tylko wówczas, jeśli jest częścią szerszego pakietu. Takiego, w którym nasz udział w operacji na południowej flance NATO będzie zrównoważony wsparciem innych sojuszników na flance wschodniej. Historia uczy jednak ostrożności.
Nasz udział – przynajmniej według komunikatu Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy – nie zakłada bezpośredniego udziału w walkach z dżihadystami syryjsko-irackiego pogranicza. Dwie trzecie naszych sił będzie stacjonować w amerykańskich bazach w Kuwejcie. „Główne siły kontyngentu w Państwie Kuwejt będzie tworzył komponent powietrzny – cztery samoloty F-16 wyposażone w zasobniki rozpoznawcze DB 110 – realizujący zadania lotnicze w zakresie rozpoznania na potrzeby wsparcia operacji Inherent Resolve” – czytamy w komunikacie.
Wspomniane zasobniki to specjalistyczny sprzęt do lokalizacji i obserwowania potencjalnych celów z różnej wysokości. Chodzi przy tym zarówno o rozpoznawanie magazynów broni czy koszar bojowników Państwa Islamskiego, szlaków transportowych i dróg zaopatrzenia, jak i śledzenie konkretnych celów. Pozostali żołnierze, przede wszystkich sił specjalnych, zostaną wysłani do Iraku – oficjalnie po to, by szkolić miejscową armię do walki z wrogiem.
Państwo Islamskie stanowi zagrożenie dla całej zachodniej cywilizacji, której Polska jest częścią – to truizm. Jednak w krótkim i średnim terminie to nie my jesteśmy wystawieni na najpoważniejszą groźbę zamachów terrorystycznych. Wojna w Syrii i Iraku nie do końca jest więc naszą wojną. Decyzja prezydenta Dudy zbiegła się zaś w czasie z ujawnieniem raportu kanadyjskiego wywiadu, kolejnym dokumentem potwierdzającym, że Rosjanie przygotowują swoją armię do potencjalnej wojny. Oraz informacjami niemieckiego „Spiegla”, według których rosyjskie służby podszywały się pod hakerów Państwa Islamskiego i atakowały zachodnie instytucje.
Sytuacja w naszym regionie jest inna niż przed półtorej dekady, gdy zapadały decyzje o udziale polskich żołnierzy w wojnach w Afganistanie i Iraku. Odsuwając na bok dyskusje nad ogólnym sensem uczestniczenia w operacjach w państwach, w których nasze interesy są śladowe, należy podkreślić, że w związku ze wzrostem agresywności Rosji wszystkie nasze wysiłki finansowe, logistyczne i organizacyjne powinny być skupione na modernizacji i dozbrojeniu naszej armii. Zwłaszcza że do najbardziej odsłoniętych obszarów Sojuszu należy tzw. przesmyk suwalski, naturalny korytarz odcięcia przez potencjalnego przeciwnika trzech państw nadbałtyckich od reszty obszaru NATO.
Decyzja prezydenta zbiegła się w czasie z ujawnieniem raportu kanadyjskiego wywiadu. Wynika z niego, że Rosjanie przygotowują swoją armię do wojny
210 żołnierzy skierowanych na tyły operacji Inherent Resolve nie wygląda na argument, który mógłby przekonać niechętnych do większego zaangażowania na wschodniej flance. Rozmowy o tym, jak ma wyglądać to większe zaangażowanie, i tak są już na finiszu. Szczyt NATO w Warszawie zbliża się wielkimi krokami. Dopiero po jego rezultatach będzie można ocenić, czy kolejna zagraniczna misja polskiego kontyngentu miała swoje uzasadnienie polityczne. Poprzednie misje niewiele nam w tej sferze dały.