Za nami rocznica Konstytucji 3 maja. Kto wie, dlaczego była tak ważna i dlaczego wówczas wielu obywateli miało wątpliwości, a teraz ma je wielu wybitnych historyków? Kto – na pewno nie ludzie młodzi, którzy idą na uniwersytet – wie, kiedy było Monachium i o co tam chodziło, kiedy była reformacja i dlaczego przez sto pięćdziesiąt lat Europę nękały wojny religijne?
Dziennik Gazeta Prawna
A skoro niemal nikt poniżej czterdziestki tego nie wie, to jak wytłumaczyć, gdzie jest granica ustępstw, jak rozwiązywać spory o wartości, czym jest kompromis i jakie są jego granice?
Oczywiście historia nie jest nauczycielką życia. Z zasady nie lubię analogii. Historia to jednak zestaw doświadczeń oraz symboli, które pomagają nam myśleć i porozumiewać się z innymi. Jeżeli uznać, a wszystko na to wskazuje, że na razie przeszłość będzie ziemią nieznaną, to jak można żyć, myśleć i uczyć w takiej sytuacji?
Nie wierzę w znane metody: więcej lekcji historii w gimnazjum, więcej narodowych obchodów, więcej dumy z przeszłości. Bez względu na sensowność powyższych usiłowań lub jej brak nikt nie reaktywuje historycznego myślenia. Zrobiono tak wiele, by je obrzydzić, że mamy teraz kraj, w którym dominuje nihilizm historyczny. A z nihilizmem zawsze bardzo trudno jest walczyć.
Przecież, jeżeli zastosujemy rozumowanie odwrotne, na co komu wiedza o wojnach religijnych, o Monachium czy o Solidarności? Taka wiedza okazuje się rzeczywiście całkowicie nieprzydatna praktycznie. Ponadto w społeczeństwie, które nie stanowi pod żadnym względem wspólnoty, nawet porozumiewanie się między ludźmi i grupami społecznymi jest zbędne lub służy jedynie rozrywce. Wielkie masy chłopskie zostały wyrwane z biedy i ciemnoty, ale kosztem pamięci.
Natomiast z politycznego punktu widzenia nikt też nie chce niczego pamiętać. Prawica musiała się nagłowić, żeby sobie znaleźć „żołnierzy wyklętych”, o których można prowadzić poważne spory historyczne, ale którzy niekoniecznie byli bohaterami. Liberałowie polscy nigdy nie chcieli mieć do czynienia z przeszłością. Po 198 9 r oku byli przekonani, że przeszłość zostanie zastąpiona przez członkostwo w Unii Europejskiej, natomiast lewica była albo postkomunistyczna, więc uciekała od pamięci, albo jej nie było. Nawet Kościół, który mógłby się chwalić wielkim kardynałem Stefanem Wyszyńskim i Janem Pawłem II i mógłby przypominać ich myślenie, też już zapomniał.
Być może stan pamięci historycznej w Polsce i procesy związane z nihilizmem historycznym przypominają podobne zjawiska w całej Europie, ale co z tego. Czy takie wyjaśnienie cokolwiek wyjaśnia? Musimy zatem przywyknąć do tego, że przez czas dłuższy będziemy żyli w społeczeństwie pozbawionym świadomości historycznej. Jak zawsze, będą wyjątki, ale tylko wyjątki. Nawet jeżeli będzie ich kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy.
Co to oznacza dla życia politycznego? Przede wszystkim niemożliwe będą trwałe formy tego życia. Będą powstawały propozycje doraźne, nastawione na działania populistyczne. Oczywiście, będzie istniała opozycja wobec obecnej władzy, ale i ona może działać tylko doraźnie. Powtarzanie takich sformułowań jak „wartości europejskie” czy „kultura prawna” nic już nie znaczy. W pustce aksjologicznej nawet Kościół nie jest w stanie działać i nie udzieli stosownej pomocy. Pozostaje jedynie egzystencja doraźna.
Cała Europa pogrążyła się w świecie doraźnym. Sprawa imigrantów jest rozwiązywana na pół roku, tendencje radykalnie prawicowe budzą wiele zainteresowania w mediach, ale nikt nie wie, jak sobie z nimi poradzić. Ludzie, wyzwoleni od ciężaru przyszłości, reagują jedynie na hasła doraźne, populistyczne. Nie wyobrażam sobie, jak można obecnie sobie z tym poradzić. Naturalnie, przyjdą zmiany, ale za wiele lat i nie dzięki politykom, ale dzięki ludzkiej skłonności do działania wspólnego. Nie sądzę, byśmy tych zmian doczekali. Trzeba więc w szklanym pudełeczku przechowywać, co się da, i liczyć, że kiedyś, w przyszłości, ktoś z tego skorzysta.