Kilka tysięcy związkowców demonstrowało dziś przed Sejmem i kancelarią premiera. Protestowali przeciw zapowiadanemu przez rząd ograniczeniu liczby osób uprawnionych do emerytur pomostowych. W wyniku wybuchu petard poszkodowane zostały dwie osoby.

Wśród protestujących byli przedstawiciele największych central związkowych w kraju: Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, NSZZ "Solidarność" i Forum Związków Zawodowych. Według szacunków organizatorów, w manifestacji uczestniczyło ok. 5 tys. osób - wśród nich te grupy zawodowe, które zgodnie z projektem rządowym utraciłyby prawo do emerytur pomostowych.

Choć organizatorzy apelowali o zachowanie spokoju i nieodpalanie petard, przed parlamentem płonęły opony, protestujący rzucali petardami i jajkami w stronę budynków i policjantów. Petardy wybuchały w tłumie; lekko ranne zostały dwie osoby - związkowiec, który w ręku eksplodował ładunek i policjant, któremu petarda wybuchła przy nodze.

"Musimy zjednoczyć się w proteście przeciwko działaniom rządu" - apelowali liderzy central związkowych. Przewodniczący FZZ Wiesław Siewierski podkreślał, że wobec postawy rządu związki muszą trzymać się razem i mówić jednym głosem. Związkowcy skandowali hasło: "związki razem, rząd do domu!".

"Nie ma zgody związków na odebranie praw emerytalnych tysiącom osób"

Przewodniczący NSZZ "S" Janusz Śniadek podkreślił, że proponowany przez rząd projekt ustawy o emeryturach pomostowych zawiera "haniebny mechanizm, polegający na wygaszaniu uprawnień". "Ten mechanizm skłania pracodawców do zwalniania tych pracowników, którzy nabyli uprawnienia, od których płacą składki, a zatrudniania w ich miejsce nowych, bez uprawnień. To haniebny mechanizm skłaniający do zwalniania ludzi" - przekonywał Śniadek.

Przewodniczący OPZZ Jan Guz podkreślił, że nie ma zgody związków na odebranie praw emerytalnych tysiącom osób. "Rząd odbiera nabyte prawa i lekceważy dialog społeczny. Zmusza najbiedniejszych do płacenia największych podatków. Prowadzi politykę niskich płac i głodowych emerytur" - mówił Guz. Zaznaczył, że zerwanie dialogu społecznego to "hańba tej władzy".

Do związkowców wyszli posłowie z partii opozycyjnych, m.in. przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski i poseł PiS Tadeusz Cymański. "SLD nie pozwoli, aby rząd zabierał wam przywileje i emerytury. Jesteśmy z wami" - zwrócił się do związkowców Napieralski. "Największą zarazą, prawdziwą epidemią, sepsą liberalną - jest właśnie liberalizm. Jego prawdziwa, przestraszona twarz wychodzi z cienia, ich tu nie ma, boją się spojrzeć się wam w twarz" - mówił Cymański.

"Żądamy godnej pracy, płacy i emerytury"

Liderzy związkowi udali się na spotkanie z marszałkiem Sejmu i przekazali mu petycję z postulatami. "Nie uzyskaliśmy żadnych obiecywanych gwarancji" - powiedział dziennikarzom po spotkaniu przewodniczący OPZZ. Związkowcy zapowiedzieli, że jeśli nie dojdzie do porozumienia z rządem, będą organizowali kolejne protesty.

Demonstrujący wznosili okrzyki: "Złodzieje", "Związki razem, rząd do domu". Niektórzy trzymali transparent z wypisanymi hasłami: "Cudów nie ma, wszystko ściema", "Żądamy godnej pracy, płacy i emerytury".

"Jesteś oszukiwany przez rząd, pracodawcę i otwarte fundusze emerytalne! Będziesz musiał pracować do późnej starości mimo braku sił! Twoja emerytura według rządowych projektów nie wystarczy Ci na utrzymanie!" - ulotki z takimi hasłami były rozdawane podczas manifestacji.

Rząd: pozostaniemy nieugięci wobec protestów związkowców

Rząd deklaruje, że pozostanie nieugięty wobec protestów związkowców. "W takich sprawach nie ma miejsca na uległość" - deklarował wcześniej premier Donald Tusk. Apelował też do związków zawodowych o "wspólną odpowiedzialność".

Omawiany w Sejmie rządowy projekt ustawy zmniejsza liczbę uprawnionych do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę z ok. miliona osób, które obecnie mają taką możliwość, do niecałych 250 tys. osób. Prawo to straci większość nauczycieli, część kolejarzy, dziennikarze.

Według projektu "pomostówki" miały bowiem przysługiwać jedynie osobom urodzonym po 1 stycznia 1948 r., które do 1 stycznia 1999 r. przepracowały co najmniej 15 lat w szczególnych warunkach albo wykonywały przez ten czas pracę o szczególnym charakterze. Aby przejść na emeryturę pomostową (poza nielicznymi wyjątkami) kobieta musi mieć 55 lat, a mężczyzna 60 lat.

Rząd zgodził się na rekompensaty za utratę prawa do wcześniejszej emerytury

Do tego projektu istotną poprawkę przyjęli wczoraj posłowie połączonych Komisji Sejmowych Finansów oraz Polityki Społecznej i Rodziny. Według niej osoby, które rozpoczęły pracę przed 1 stycznia 1999 r. i co najmniej 15 lat przepracowały w szczególnych warunkach, otrzymają rekompensaty za utratę prawa do wcześniejszej emerytury. Poprawka, autorstwa Lewicy, ma być zadośćuczynieniem za brak możliwości wcześniejszego przejścia na emeryturę przez tych, którzy zaczynając pracę wiele lat temu sądzili, na podstawie obowiązujących przepisów, że taką możliwość będą mieli. Wiceminister pracy i polityki społecznej Agnieszka Chłoń-Domińczak powiedziała podczas posiedzenia komisji, że rząd analizował tę poprawkę i "doszedł do wniosku, że może ją poprzeć".

Posłowie odrzucili jednak inne poprawki, na których zależało związkowcom. Według nich m.in. wprowadzenie do przepisów dat, ograniczających prawo do "pomostówek", jest niedopuszczalne, gdyż zastępuje kryteria medyczne, które jako jedyne powinny mieć decydujące znaczenie przy przechodzeniu na emerytury.

Prezydent Lech Kaczyński złożył w Sejmie projekt przedłużający o rok obowiązywanie dotychczasowych przepisów o wcześniejszych emeryturach. Zapowiada weto, jeżeli Sejm uchwali projekt rządowy.

Rząd podkreśla, że jeśli nowe przepisy nie wejdą w życie od 1 stycznia 2009 r., to obecne wygasną i nikt od nowego roku nie będzie mógł przejść na wcześniejszą emeryturę.