Krym nie boi się gospodarczej blokady. Takie działania zapowiadali kilka dni temu dwaj ukraińscy deputowani, liderzy wspólnoty Tatarów krymskich; Refat Czubarow i Mustafa Dżemilew. Samozwańcze władze anektowanego przez Rosję półwyspu twierdzą, że już dawno zrezygnowały z importu ukraińskich towarów.

Wygnani z Krymu przywódcy społeczności tatarskiej Czubarow i Dżemilew przekonują, że Ukraina dostarcza na półwysep nie tylko energię elektryczną i wodę, ale również produkty spożywcze. W ich opinii, należy zaprzestać dostaw, co miałoby skłonić Krymian do antyrosyjskich wystąpień.
Tymczasem samozwańcze władze Krymu twierdzą, że już od dawna na sklepowych półkach nie ma ukraińskich towarów. "Mieszkańcy i nasi goście chodzą po sklepach i widzą, że zrezygnowaliśmy z ukraińskich dostaw, więc nie ma co bać się blokad" - cytują rosyjskie agencje wypowiedź krymskiego ministra przemysłu Konstantina Rawicza.
Innego zdania są zwykli mieszkańcy Krymu. W ich opinii, wzrasta bezrobocie, ceny na podstawowe towary są coraz wyższe i kwitnie korupcja.