Nie działa, a kosztuje więcej niż wojsko. NIK skontroluje, dlaczego te pieniądze nie przekładają się na wzrost liczby dzieci
Wielkie pieniądze – 50 mld zł, czyli ponad 3 proc. PKB rocznie. I 50 różnych strumieni, którymi te środki płyną od ośmiu różnych instytucji. Wszystko po to, aby rodziło się więcej Polaków. Ale się nie rodzi. W przyszłym roku Najwyższa Izba Kontroli przeprowadzi całościową kontrolę polityki demograficznej państwa. Wstępne obserwacje nie są budujące.
Jak państwo pomaga rodzinie / DGP

– Zaskoczyły nas liczba i rozproszenie programów – mówi DGP prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. Kontrolerzy izby mają sprawdzić cztery kwestie: jakimi narzędziami polityki prorodzinnej dysponuje państwo, które z nich są wykorzystywane prawidłowo, jakich rozwiązań brakuje. I wreszcie jak wygląda koordynacja polityki prorodzinnej na szczeblach rządowym i samorządowym.

Audyt rozpocznie się panelem z ekspertami od demografii, którzy podpowiedzą kontrolerom, co i jak sprawdzać.
Polska ma jeden z najniższych wskaźników dzietności w Europie. Wynosi on 1,3 dziecka na kobietę, gdy zastępowalność pokoleń zaczyna się od 2,1. W 2012 r. w Polsce urodziło się 390 tys. dzieci. Na jedno z nich przypadło więc niemal 130 tys. zł wydanych przez państwo na wsparcie rodzin we wszystkich programach.
– Dotychczasowe działania nie przynoszą efektów, a negatywne zjawiska wręcz się pogłębiają. Nie mają nawet charakteru polityki demograficznej, są raczej wsparciem socjalnym – ocenia demograf prof. Marek Okólski.
Efektem audytu NIK mają być rekomendacje i wnioski, które ułatwią lepsze i bardziej skoordynowane wsparcie. NIK wchodzi w ten sposób w środek dyskusji o polityce prorodzinnej. Swoje recepty mają rząd, prezydent i opozycja.
Jak mówi Kwiatkowski, na użytek kontroli NIK stworzy mapę polityki prorodzinnej. Pokaże m.in. cele, jakie powinny zostać osiągnięte do 2020 r. Data ta jest nieprzypadkowa. To koniec kolejnej unijnej perspektywy finansowej, w której jest sporo pieniędzy na programy społeczne wspierające rodziny.