Zachowanie jednego z posłów dolnośląskich (Norberta Wojnarowskiego - red.) było karygodne i kompletna samowolka. Nikt go o to nie prosił ani nikt od niego takiej aktywności nie oczekiwał. Dobrze, że sprawą zajmie się są koleżeński - powiedział Jacek Protasiewicz w TVN24. Polityk odniósł się w ten sposób do afery taśmowej, która wybuchła po zjeździe regionalnym, na którym zostały wyłonione nowe władze PO na Dolnym Śląsku.

Protasiewicz w "Faktach po Faktach" przeprosił "sympatyków i wyborców oraz kolegów z innych regionów za to, co się zdarzyło w ostatnich dniach w dolnośląskiej PO"

Polityk zapewnił jednocześnie, że rywalizacja wyborcza była "uczciwa". "Przepraszam zwłaszcza za jedną z tych rozmów, którą prowadził jeden z posłów dolnośląskich (Norbert Wojnarowski, jeden z polityków PO nagranych na taśmach ujawnionych przez "Newsweek" - red.), niedwuznacznie sugerując, że można by liczyć na pracę w zamian za oddanie głosu na mnie. To było karygodne i kompletna samowolka. Nikt go o to nie prosił ani nikt od niego takiej aktywności nie oczekiwał. Dobrze, że sprawą zajmie się są koleżeński" - powiedział w TVN24 Protasiewicz.

Zdaniem Protasiewicza, kolejnych taśm już nie ma. "Wiem na pewno, że nie ma, bo gdyby były, to byłoby już o nich wiadomo więcej. To co miało się już wylać z goryczą po porażce, już się wylało" - przekonywał polityk w TVN24. Dodał, że za całą aferę nie wini Grzegorza Schetyny. "W tę kampanię zaangażowani byli nie tylko kandydaci, czyli pan marszałek Schetyna i ja, ale całe sztaby, które pracowały bardzo intensywnie. Wiele osób było w to zaangażowanych i niewykluczone, że któremuś z nich puściły nerwy i posłużył się taką niegodną metodą" - powiedział w "Faktach po Faktach" Protasiewicz.

Protasiewicz wiceszefem PO

Europoseł nie wykluczył także większego zaangażowania w politykę krajową, tym bardziej, że już zrobił krok w tym kierunku. "Pan premier Tusk zapowiedział, że zasadą powinna być dwukadencyjność w PE po to, żeby te doświadczenia później przenosić na polski grunt, więc jestem na taki wariant gotowy, ale moje ambicje są tutaj drugorzędne. Dostosuję się do sytuacji i wyzwań, które będą przede mną i przed PO." - zaznaczył Protasiewicz w TVN24.

Podkreślił jednocześnie, że "nie planował startu" na wiceszefa PO, jednak: "ja nie sięgałem swoimi planami dużo dalej niż zjazd w regionie".

Afera taśmowa w PO

W środę Zarząd Krajowy PO zdecydował, że wybory władz PO na Dolnym Śląsku są ważne, a szefem partii w regionie jest Jacek Protasiewicz, który wygrał rywalizację z Grzegorzem Schetyną. W głosowaniu w tej sprawie wstrzymały się dwie osoby: właśnie Schetyna i Rafał Grupiński. Zarząd jednomyślnie zawiesił też na trzy miesiące w prawach członków partii pięć osób, czyli wszystkich polityków, którzy zostali nagrani. Zajmie się nimi sąd partyjny.

Zarząd zajmował się wnioskiem posła Jakuba Szulca o powtórzenie zjazdu wyborczego dolnośląskiej Platformy. Chodziło o tak zwaną aferę taśmową w PO, którą ujawnił "Newsweek" w związku ze zjazdem. Tygodnik opublikował nagranie rozmowy posła Norberta Wojnarowskiego z delegatem na zjazd dolnośląskiej PO, Edwardem Klimką. Wojnarowski proponował mu posadę w KGHM za głos oddany na Jacka Protasiewicza.

Przedwczoraj światło dzienne ujrzały kolejne nagrania, dotyczące wyborów na Dolnym Śląsku. Ich bohaterami są tym razem: poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski, którzy namawiają stronnika Grzegorza Schetyny do głosowania na Jacka Protasiewicza. W zamian sugerują, że działacz Platformy - Paweł Frost - mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek.