Jacek Krupiński, wspólnik i najbliższy przyjaciel Krzysztofa Olewnika w rozmowie z "Wprost" mówi, dlaczego jego zdaniem doszło to porwania Krzysztofa i czy rodzina mogła go uratować.

Co na prawdę się wydarzyło w nocy z 26 na 27 października 2001 r. - zapytał "Wprost" Krupińskiego.

"Teoria, do której bym się skłaniał i już nie pisał żadnych bajek, wygląda tak: rzeczywiście, ktoś tam został postrzelony czy zastrzelony (…). I rzeczywiście ktoś chciał Krzyśka ukryć. Dał go na przechowanie, czy w zastaw, żeby tu posprzątać, zatuszować sprawę, wyczyścić. Krzysiek miał wrócić, ale coś poszło nie tak. Ja w 80 proc. wierzę, że tak to wygląda." - powiedział Krupiński.

Na pytanie, czy to Włodzimierz Olewnik mógł "dać Krzysztofa w zastaw", Krupiński stwierdził: "Widząc, jak się zachowywał w stosunku do Krzyśka, i widząc go w furii, czy podczas awantury, czy nawet sprzeczki, do której doszło 26 października 2001 r. o godzinie 15.30 przed domem Włodzimierza Olewnika między nim a Krzyśkiem, gdy ten się spóźnił 15 czy 20 minut, jestem w stanie uwierzyć, że machnął ręką na coś takiego".

Zabójstwo dziewczyny

Krupiński opowiedział też "Wprost" o podejrzeniach, że w domu Krzysztofa zamordowano dziewczynę, a po zakończeniu policyjnej imprezy odbyła się druga.

"Biorę to pod uwagę (że zabito dziewczynę - red.). Nie wiem, czy to była dziewczyna Rechula, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że taka dziewczyna mogła być wstawiona na wabika. (...) Mogła skądś przyjechać, mógł ją zgarnąć, wcześniej znać, po prostu do niego przyjechała i potem to wszystko się stał" - tłumaczył "Wprost" Krupiński.