W debacie o losach Centrum Zdrowia Dziecka potrzebna zmiana systemu finansowania, a nie tylko zwolnienia - powiedział PAP dyrektor Instytutu Janusz Książyk, odnosząc się do konferencji ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, który czeka na plan restrukturyzacji CZD.

Centrum Zdrowia Dziecka było, jest i będzie, ale musi być dostosowane do "realnych warunków funkcjonowania" - mówił w poniedziałek minister Arłukowicz i zapowiedział, że dyrektor Centrum ma czas do 21 września na przedstawienie planu restrukturyzacji Instytutu.

Zaznaczył równocześnie, że szef CZD, który został powołany w czerwcu, miał do końca sierpnia przygotować plan restrukturyzacji, ale ponieważ dokument nie zawierał żadnych konkretnych propozycji - nie został przyjęty. Plan ten został przedstawiony na spotkaniu resortów zdrowia, finansów, skarbu, edukacji oraz Banku Gospodarstwa Krajowego i Agencji Rozwoju Przemysłu.

Szef CZD: Odrzucony plan nie był moim planem

Książyk zaznaczył w TVP Info, że wspomniany plan został w większości przygotowany, zanim on został dyrektorem Centrum. "To nie jest mój audyt. (...) Znam uwagi krytyczne pod jego adresem i je podzielam. Ten projekt jest ułomny" - dodał. Podkreślił, że przedstawił ten dokument, bo zależało mu, by raport stał się podstawą rozmów np. z bankiem w sprawie kredytu dla CZD.

Szef CZD: Zlikwiduje stanowiska, nie zwolnię ludzi

W rozmowie z PAP Książyk zapewnił, że na 21 września przygotuje oczekiwany przez ministra program restrukturyzacyjny i mogą się w nim znaleźć sugestie rezygnacji z niektórych zbędnych stanowisk. "Te miejsca identyfikujemy, ale nie zwalniam ludzi - mogę tylko zlikwidować stanowisko" - zaznaczył. Wieczorem w TVP Info Książyk dodał, że czeka także na raport przygotowywany przez firmę specjalizującą się w profesjonalnych audytach. "On ma być gotowy w okolicach 10 października, więc do połowy października będziemy w stanie złożyć wizytę w banku. Ale ona będzie wartościowa tylko wtedy, kiedy minister skarbu państwa, minister finansów będą w stanie gwarantować ten kredyt przez kilkanaście lat" - dodał.

W miniony czwartek dyrektor wysłał list, w którym apeluje o pomoc finansową i o ratowanie placówki. W poniedziałkowej rozmowie z PAP Książyk przypomniał, że list, mówiący o trudnej sytuacji CZD i blisko 200 mln zł długów, wystosował do ministra zdrowia.

"Nie pisałem do premiera, tylko do ministra zdrowia, powiadomiłem też komisje sejmowe i prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. Zrobiłem to dlatego, że od ministerstwa i NFZ usłyszałem, że dla CZD nie jest możliwa zmiana systemu płacenia za świadczenia, czyli zastosowanie współczynnika plus 20 proc. nie wchodzi w grę" - wyjaśnił PAP.

"To mnie doprowadziło do pewnej determinacji, bo nawet jeśli pozyskamy kredyt, który pokryje zadłużenie, to bez zmiany systemu świadczeń sprawa powróci i na to chciałem zwrócić uwagę" - podkreślił.

Szef CZD: Nie pe refundacja NFZ rodzą problemy

W ocenie dyrektora Centrum w Instytucie problemów nie generuje poziom zatrudnienia, czy pensje, tylko kwoty, które za procedury płaci NFZ - praktycznie są takie same, jak w zwykłym szpitalu, z którego dzieci są odsyłane do Centrum Zdrowia Dziecka.

Arłukowicz na konferencji zwrócił uwagę, że w szpitalu wynagrodzenia pracowników wzrosły w ostatnich latach o 95 proc., a przychody placówki jedynie o 30 proc. Jak wyliczał, na 2241 zatrudnionych osób, 305 - to lekarze, a 356 - pracownicy administracyjni. "Centrum Zdrowia Dziecka to ponad 550 łóżek i ponad 2,2 tys. pracowników, czyli cztery osoby personelu na jedno łóżko" - mówił.

Książyk przypomniał, że poza lekarzami, którzy pracują w Centrum, przy łóżkach małych pacjentów stoją też pielęgniarki. "Pielęgniarki to prawie 800 osób, a lekarzy na koniec lipca wraz z rezydentami było 380. Są też np. rehabilitanci" - podkreślał.

Arłukowicz podczas spotkania z dziennikarzami powołał się również na raport NIK nt. sytuacji w CZD, w którym kontrolerzy stwierdzili, że jest to instytut o najwyższym średnim wynagrodzeniu brutto na pracownika. Jak podał, w 2011 r. średnie zarobki wynosiły 4,7 tys. zł, a wysokość wynagrodzenia głównej księgowej to ok. 16 tys. zł, a dyrektora ds. technicznych - ok. 20 tys. zł. Ponadto raport NIK mówi też o stałym zwiększaniu zatrudnienia i braku działań w celu obniżenia kosztów.

Dyrektor nie wie skąd pojawiła się informacja o 95 proc. wzroście pensji od 2007 r. "Wzrost pensji nie wyniósł 95 proc. Według moich danych od 2007 r. to 21 proc. wzrost. Jeśli dołączymy do tego kontrakty, to było to więcej o 23 proc. - wyliczał. "To nadal wielokrotnie mniej niż dane podane przez ministra" - dodał.

Podał, że w szpitalu jest też więcej łóżek - 607, a nie 550, szpital nie zatrudnia już dyrektora technicznego, którego pensję podał minister, a główna księgowa nie ma takiej pensji.

Podkreślił, że wskazana przez ministra średnia zarobków nie jest jakąś wysoką kwotą w Warszawie. "Mówiąc o średniej zarobków nie należy zapominać, że jest to szpital, lekarze dyżurują, sposób dyżurowania i kwoty są wymuszone przez normy unijne. Szpital musi zapewnić obsadę dyżurów i lekarze muszą dostać za nie dodatkowe pieniądze" - mówił.

"Te wszystkie rzeczy, o których w poniedziałek mówił minister miały działać na wyobraźnię, ale nie oddają ducha pracy tutaj" - podkreślił w rozmowie z PAP.

Związki zawodowe działające w Centrum zdecydowały się zawiesić trwający od czerwca ubiegłego roku spór zbiorowy z pracodawcą. W przesłanym w poniedziałek PAP komunikacie wydanym po spotkaniu dyrektora CZD z przedstawicielami związków zawodowych poinformowano, że "wychodząc naprzeciw działaniom podejmowanym przez dyrektora Instytutu, mającym na celu restrukturyzację zadłużenia Instytutu, strony uzgodniły podpisanie porozumienia o zawieszeniu sporu zbiorowego do 3 stycznia 2013 r." - głosi komunikat. Jak poinformowano, przedmiotem sporu - w chwili obecnej - jest kwestia podwyżek wynagrodzeń.

Dyrektor CZD pytany o raport NIK, o którym mówił minister, wyjaśnił, że dotyczył on wszystkich instytutów medycznych. "Wszystkie dostały negatywną opinię, z wyjątkiem Instytutu Matki i Dziecka, który miał od NIK ocenę pozytywną z nieprawidłowościami" - powiedział. "Tak się składa, że to instytut, w którym do niedawna pracowałem" - dodał.