Prokurator Generalny Andrzej Seremet przekazał śledztwo w sprawie Amber Gold i interesów Marcina P. pod osobisty nadzór Dariusza Różyckiego, prokuratora okręgowego w Gdańsku. "Wprost" zastanawia się, czy są to właściwe ręce, tym bardziej, że nazwisko tego prokuratura pada w śledztwie o korupcję.

Od kilku miesięcy prokuratura okręgowa w Szczecinie, wspólnie z CBA, prowadzi śledztwo w sprawie domniemanego przyjęcia łapówek dla śledczych z Trójmiasta.

Pojawia się w nim nazwisko Różyckiego - śledczych interesuje, czy prokurator rzeczywiście kupił roczne BMW 523i, a jeśli tak, czy nie za zbyt niską cenę, i czy serwisował je na własny koszt.

Prokurator zajmujący się teraz sprawą Amber Gold nabył auto od jednego ze sprzedawców samochodów w Trójmieście. Były wspólnik sprzedawcy Janusz Hirsch twierdzi (na podstawie dokumentów, które przedstawił m.in. prokuratorowi apelacyjnemu w Gdańsku), że auto było łapówką. Byłej żonie sprzedawcy postawiono bowiem zarzut wyłudzenia kredytu wartości 800 tys. zł.

Ponadto BMW Różyckiego było dwa razy serwisowane na koszt sprzedawcy, a nie prokuratora. Są na to faktury w autoryzowanym serwisie znanego dealera samochodów Bogdana Foty.

Sam sprzedawca BMW nie cieszy się zresztą dobra opinią w Trójmieście. "U tego sprzedawcy kupowali samochody ludzie z miasta, którzy nie mogli legalnie zakupić auta, bo nie mogli wykazać się dochodami. Handlarze narkotyków, paliwami. Robili to na leasingi, podstawione firmy" - tłumaczy "Wprost" były policjant z gdańskiego CBŚ.

Szef gdańskiej prokuratury twierdzi, że o tym nie wiedział, a auto kupił z własnych pieniędzy i bankowego kredytu – w sumie za 120 tysięcy złotych. Utrzymuje też, że płacił za serwisowanie maszyny. Sprzedawcę poleciła mu znajoma pani prokurator.