W niedzielę mija rok od aresztowania skazanej następnie na siedem lat więzienia Julii Tymoszenko, byłej premier Ukrainy i największej przeciwniczki politycznej prezydenta tego kraju Wiktora Janukowycza.

Choć sprawa Tymoszenko wywołała protesty na arenie międzynarodowej i doprowadziła do faktycznej izolacji władz w Kijowie, nic nie wskazuje na to, żeby była szefowa rządu mogła w najbliższym czasie odzyskać wolność.

Tymoszenko została aresztowana 5 sierpnia 2011 roku w sądzie rejonowym w Kijowie, przed którym występowała wówczas jako oskarżona o nadużycie władzy przy zawieraniu kontraktów gazowych z Rosją w 2009 roku. Oświadczyła wtedy, iż działania wobec niej to rozprawa z konkurentami politycznymi, inspirowana przez prezydenta Janukowycza.

Prowadzący proces Tymoszenko sędzia Rodion Kiriejew argumentował decyzję o aresztowaniu tym, że była premier świadomie przeciąga proces w swojej sprawie. Prokuratura zarzucała wcześniej Tymoszenko, że jej zachowanie nie pozwalało "na przestrzeganie norm proceduralnych".

Polegało to na tym, że oskarżona odmawiała m.in. wstawania podczas składania zeznań, prosiła o tłumacza, gdy w sądzie zeznawali tacy świadkowie, jak posługujący się językiem rosyjskim premier Mykoła Azarow, oraz wygłaszała oświadczenia, w których cały czas atakowała ekipę Janukowycza.

W październiku ubiegłego roku Tymoszenko usłyszała wyrok siedmiu lat więzienia, a pod koniec grudnia została przewieziona z aresztu śledczego w Kijowie do żeńskiej kolonii karnej w Charkowie.

Skazanie opozycyjnej polityk poważnie zachwiało stosunkami między Ukrainą a Unią Europejską, która uznała, że władze ukraińskie mają wybiórczy stosunek do prawa. UE oświadczyła wtedy, że wynegocjowana już umowa stowarzyszeniowa z Ukrainą nie zostanie ratyfikowana do czasu rozwiązania sprawy Tymoszenko. Na razie dokument jedynie parafowano i nie wiadomo kiedy zostanie podpisany.

Międzynarodowa krytyka pod adresem władz Ukrainy nasiliła się w kwietniu, gdy Tymoszenko, która od miesięcy uskarżała się na silne bóle kręgosłupa, pod przymusem została przewieziona z więzienia do szpitala. Była premier oświadczyła wówczas, że podczas transportowania została pobita przez strażników i ogłosiła głodówkę.

Na Zachodzie pojawiły się wtedy nawoływania do bojkotu ukraińskiej części Euro 2012. Władze w Kijowie musiały także odwołać zaplanowany na połowę maja w Jałcie szczyt państw Europy Środkowej; większość zaproszonych prezydentów odmówiła w nim udziału.

Obecnie Tymoszenko leczona jest w szpitalu kolejowym w Charkowie. Toczy się przeciwko niej kolejny proces, w którym oskarżono ją o malwersacje finansowe z lat 90., gdy kierowała handlującą gazem firmą Jednolite Systemy Energetyczne Ukrainy (JSEU).

Prokuratura Generalna Ukrainy zapowiada, że gotowa jest postawić Tymoszenko także kolejne zarzuty. Według prokuratury była premier jest zamieszana w zabójstwo w latach 90. parlamentarzysty i biznesmena Jewhena Szczerbania, który ograniczał wpływy korporacji JSEU w zagłębiu węglowym Donbas, na wschodzie Ukrainy.

Eksperci twierdzą, że aresztowanie Tymoszenko nie przyniosło obecnym władzom w Kijowie żadnych korzyści, a wyłącznie naraziło je na straty. Znawcy ukraińskiej sceny politycznej uważają, że gdyby była premier nie została skazana, jej znaczenie i wpływy z czasem uległyby zmniejszeniu.

Sprawa Tymoszenko oddaliła Ukrainę od UE, prezydent Janukowycz przestał bywać na Zachodzie, Ukraińcy nadal narzekają na pogarszające się warunki życia, jednak partia byłej premier Batkiwszczyna (Ojczyzna) wciąż jest najważniejszym ugrupowaniem opozycyjnym przed zaplanowanymi na jesień wyborami parlamentarnymi.

Zdaniem komentatorów Tymoszenko może wyjść na wolność jedynie wtedy, gdy wybory te wygra opozycja. Rządząca Partia Regionów prezydenta Janukowycza jest przekonana, że mimo wszystko uda się jej utrzymać władzę. Jeśli tak będzie, była premier Ukrainy raczej pozostanie za kratkami.