I dodała, że Kaczyński nie mówił o liście, tylko o ludziach, którzy czuli się zagrożeni. "I to była prawda" - tłumaczyła.
Staniszkis relacjonowała też rozmowę z prokuratorem, któremu mówiła o spotkaniu z prezesem PiS, podczas którego padły słowa o „krótkiej liście”.
"Sprawa była dosyć prosta, bo pan prokurator oczywiście wiedział, że tutaj chodziło o śmierć wizerunkową. Nie chodziło o żadną listę tylko o moje odczucie związane ze śp. gen. Petelickim z kwietnia czy z maja, że to środowisko, które dużo wie jest zagrożone utratą wizerunku przez różnego rodzaju presję" - opowiadała znana socjolog. "Chodziło o utratę wiarygodności i to była jedyna rzecz jaką przekazałam Kaczyńskiemu w minutowej rozmowie" - przekonywała.
Staniszkis podkreśliła, że ona również padła ofiarą „niszczenia wizerunku”. "Gdy w 2004 roku opublikowano listę Wildsteina sama myślałam o samobójstwie. To był dla mnie szok. To była część niszczenia wizerunku" - mówiła.
Socjolog zaznaczyła, że nie wierzy w "samobójstwo generała". "Widać w nim było energię i życie. Rozmawiałam z nim kilkanaście razy. Czułam do niego sympatię. Dokładnie tymi samymi ludźmi pogardzaliśmy - on ze względu na swoją wiedzę, a ja za względu na obserwacje, jak funkcjonują ponad swoimi możliwościami" - przyznała Staniszkis.