Prokurator generalny Andrzej Seremet podkreślił w czwartek, że nie ma najmniejszego śladu, który wskazywałby, że na pokładzie Tu-154M podczas katastrofy smoleńskiej doszło do wybuchu. "Nie znaleziono niczego, co potwierdzałoby tezę o wybuchu" - stwierdził.

Seremet w rozmowie w TVP1 zaprzeczył, aby były jakiekolwiek ślady wskazujące, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był wybuch na pokładzie Tu-154M. Jak dodał, "ostateczne wyniki badań ciała pana (Zbigniewa) Wassermana wskazują, że nie odnotowano skutków fali uderzeniowej bądź akustycznej, co też osłabia taką tezę".

Powiedział, że podczas wizyty w Moskwie prokuratorzy wojskowi przy udziale prokuratorów rosyjskich dokonali oględzin telefonu satelitarnego. "Okazało się, że jest on w stanie mało uszkodzonym, ale też, że jest to urządzenie, które nie rejestruje rozmów, a jedynie połączenia wychodzące i przychodzące, które były już dawno znane w śledztwie" - mówił.

Jak poinformował, rozmówcy osób z pokładu Tu-154M, których zidentyfikowano na podstawie numerów zarejestrowanych w urządzeniu, zostali przesłuchani. "Z treści ich zeznań nie wynika nic istotnego dla śledztwa" - wyjaśnił.

Pytany o środowe opinie ekspertów zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M, że Komisja Badania Wypadków Lotniczych, "zmanipulowała obraz" w wizualizacji dołączonej do jej raportu, Seremet zapewnił, że prokuratorzy "nie są głusi na pewne informacje, które pojawiały się w przestrzeni publicznej lub wynikają z prac zespołu Antoniego Macierewicza".

Przypomniał, że prokuratorzy wojskowi zaprosili prof. Wiesława Biniendę z USA, autora prywatnej ekspertyzy ws. katastrofy, aby przedstawił wyniki swoich prac. Jak mówił Seremet, profesor ma przyjechać do Polski w październiku.

Seremet pytany, czy w śledztwie jest przygotowana wizualizacja komputerowa ostatniej fazy lotu, odparł, że biegli przedstawią taką symulację dopiero wówczas, gdy będą dysponować ostateczną liczbą danych. Dodał, że biegli nie opiniują na podstawie cząstkowych danych.