Grecy zadecydują w niedzielę, czy wolą konserwatywną ND opowiadającą się za memorandum podpisanym między Grecją a UE i MFW, czy też wolą oddać swoje życie w ręce Aleksisa Ciprasa z Syrizy, nawołującego do daleko idących zmian w całym systemie politycznym kraju.

"Ci, którzy nie mają nic do stracenia, pójdą za Ciprasem. Dla nich nie ma znaczenia, czy w Grecji będzie się płacić w euro czy w drachmie, bo nie mają ani jednej waluty ani drugiej. Za Samarasem opowiedzą się ci, którzy coś jeszcze mają i chcieliby to ocalić" - powiedział PAP Tanos Dokos z ateńskiego think tanku ELIAMEP.

37-letni Cipras, przywódca Koalicji Radykalnej Lewicy (SYRIZA), która w wyborach 6 maja niespodziewanie wysunęła się na drugie po Nowej Demokracji (ND) miejsce, jest czarnym koniem ostatnich kilku miesięcy greckiej polityki. UE i politycy europejscy nie są jego zwolennikami, ponieważ chce zastąpić memorandum Narodowym Planem Odbudowy i Rozwoju. Grecy określają go albo jako "swoją ostatnią nadzieję", albo populistę, który doprowadzi kraj do ostatecznej ruiny.

"Głosowałam na Syrizę, bo uważam, że są naszą jedyną szansą na zmianę. Jestem aktorką, słuchałam przemówień Ciprasa, obserwowałam, jak się zachowuje. Myślę, że jest uczciwy i wierzy w to, co mówi. Tego właśnie teraz potrzebujemy. Zwykle nie przyjeżdżam na wybory, ale te są ważne" - powiedziała PAP Anastasia Politi, która mieszka w Paryżu i przyleciała do Aten tylko na 24 godziny, specjalnie po to, żeby oddać głos.

Innego zdania jest lekarz Jannis Vatianos. "Cipras jest nienormalny. Naobiecywał ludziom, co tylko chciał. Jeśli wygra, będziemy mieli ogólnonarodową katastrofę w ciągu miesiąca. Dlatego głosuję na Samarasa, choć normalnie nie mogę na niego patrzeć. Jeśli Samaras wygra, być może uda się nam opóźnić katastrofę do sześciu miesięcy. A kto wie, co się stanie po sześciu miesiącach. Może Unia będzie już inna i inaczej do nas i naszego kryzysu nastawiona" - powiedział PAP.

SYRIZA i ND idą prawie łeb w łeb

W ostatnich nieoficjalnych sondażach przedwyborczych (w Grecji obowiązuje dwutygodniowa sondażowa cisza przedwyborcza) SYRIZA i ND idą prawie łeb w łeb, uzyskując około 30 procent głosów każda. Ale żadna z nich nie ma szansy na zdobycie większości parlamentarnej i samodzielne utworzenie rządu.

Jeśli wygra ND, jej przywódca Antonis Samaras, faworyzowany przez liderów europejskich jako bardziej odpowiedzialny polityk, z którym łatwiej będą mogli negocjować niewielkie zmiany w memorandum, będzie prawdopodobnie starał się stworzyć rząd koalicyjny z socjalistycznym ugrupowaniem PASOK i być może niewielką, ale politycznie dojrzałą Demokratyczną Lewicą Fotisa Kuwelisa.

"Głosowałem na PASOK. Jestem stary i lojalny. Zawsze głosowałem na PASOK. Wierzę w socjalizm. Wenizelos (lider PASOK) jest jedynym z obecnych polityków, który rozumie sytuację i wie, co się tak naprawdę dzieje. Płaci za to, jak nabroili jego poprzednicy" - powiedział PAP 70-letni Panos Gerantonis.

Jeśli wygra Cipras, zacznie rozmowy z Kuwelisem, a także Aleką Paparygą z Komunistycznej Partii Grecji. Ponieważ Paparyga tradycyjnie odmawia wejścia w koalicję z Ciprasem, jego wygrana stwarza jeszcze jedną wielką niewiadomą, czyli pytanie, czy w ogóle będzie on w stanie sformować rząd. Dlatego Kuwelis, który w maju odmówił wejścia w koalicję tylko z ND i PASOK i nalegał na włączenie do rządu także Syrizy, może się znowu okazać jednym z głównych głosów decydujących w tych wyborach.

"Kuwelis jest racjonalny, odpowiedzialny, realistyczny. Podobało mi się, jak się zachował w ostatnich wyborach. Prowadzę małą agencję turystyczną, w obecnych czasach biznes jest bardzo trudny, ciągle muszę oszczędzać, kombinować, jak przeżyć. Myślę, że tak samo powinni dzisiaj podchodzić do sytuacji Grecji nasi politycy. Ufam Kuwelisowi, więc oddałam głos na niego" - powiedziała PAP Rena Christodulu.

W ciągu ostatnich kilku dni przed wyborami przywódcy wszystkich liczących się partii zobowiązali się do dołożenia wszelkich starań, aby nowy rząd powstał jak najszybciej. Ale jeśli, a wszystko jest możliwe, uzyskane przez nich rezultaty w kombinacji z niekompatybilnością przekonań i charakterów głównych graczy uniemożliwią najprostsze rozwiązania, może się zdarzyć, że o tym, kto ostatecznie osiągnie sukces, zadecyduje jedna z małych partii, która osiągnie wystarczająco dużo głosów, żeby wejść do parlamentu (próg wyborczy wynosi 3 procent).

Jedną z takich partii jest liberalne ugrupowanie Odbudujmy Grecję, które w poprzednich wyborach zdobyło 2,15 procent głosów, a w tych weszło w koalicję z podobnie niewielkim DRASI. Obie partie opowiadają się za redukcją liczby osób zatrudnionych w greckim systemie administracyjnym, reformami strukturalnymi i pozostaniem zarówno w Unii, jak i w euro. Według sondaży razem mają szansę zdobycia ponad trzech procent głosów. Jeśli będzie potrzeba, nie wykluczają wejścia w koalicję z ND.

Dimitris Gyliastras przyjechał aż ze Szwajcarii, aby zagłosować właśnie na nich. "To jedyna nowoczesna partia w Grecji. Musimy zrobić wszystko, żeby weszła do parlamentu, bo tylko w ten sposób możemy zacząć wpływać na losy tego kraju" - powiedział PAP.

Na Odbudujmy Grecję być może będzie głosować Atanatios Trigazis, który jednak jeszcze nie podjął decyzji. "Idę głosować za godzinę. Albo oddam głos na Odbudujmy Grecję, bo są inteligentni, albo na Złotą Jutrzenkę, żeby zachować balans sił. Nie ufam politykom w tym kraju i nie chcę, żeby się czuli zbyt pewni. Dopóki mamy Złotą Jutrzenkę, muszą się mieć na baczności" - tłumaczy Trigazis PAP.

Tak samo myśli Andriani Lorandu, która w młodości była komunistką, potem głosowała na ND, a teraz także odda głos na tę skrajnie prawicową, antyimigrancką partię.

"Wiem, że są agresywni. Ale przestępcy są bardziej agresywni. Mieszkam w Exarchii. Co raz kogoś napadają, torturują, mordują. Teraz w Atenach można stracić życie za 50 euro. Dlatego głosuję na tych, którzy pilnują porządku" - powiedziała.