Dziennik "Fakt" ujawnia fragmenty rozmów Beaty Sawickiej z agentami CBA, w tym z agentem Tomkiem, udającymi biznesmenów. "Najważniejsza jest robota w ministerstwie. Obojętnie jakim. I gówno" - mówi szczerze była posłanka PO.

Z podsłuchów, których fragmenty publikuje "Fakt" wynika, że większość rozmów Sawickiej z agentami CBA poświęcona jest "załatwianiu", "biznesom" o "kręceniu lodów".

"Dwa lata to było za mało, żeby to wszystko rozkręcić. Powiem jeszcze inaczej. Najważniejsza jest robota w ministerstwie. Obojętnie jakim. I gówno. To oni zabiegają o kontakty z sekretarzem stanu, podsekretarzem, naczelnikiem" - tłumaczyła Sawicka agentowi Markowi z CBA tajniki pracy polskiego polityka.

Posłanka przekonywała agentów na spotkaniu w hotelu Marriot, że polityka to jej sposób na życie, musi więc wygrać kolejne wybory. "Żeby wygrać i pilotować dalej, wiesz, im się dłużej tutaj, tym się ma szerszy kontakt. Mój plan i sposób na życie" - tłumaczyła Sawicka agentom.

Dlatego też była posłanka PO obawiała się przyspieszonych wyborów i tego, że mogłaby nie wejść do Sejmu. "K... mać, tyle układów mam teraz wypracowanych i to wszystko w łeb weźmie, bo nie problem byłby, gdybyśmy wzięli władzę" - mówiła Sawicka agentowi Tomkowi. - "Tylko problem jest, jak oni jeszcze raz wezmą władzę i swoich ludzi, powymieniają, na kolejne władze. - Aha, to nie będzie dojścia, nie? - obawiał się agent Tomek. - No, dojście zawsze jest. W przyrodzie nic nie ginie, to jest kwestia wypracowania i czasu" - wyjaśniła mu Sawicka.

Sawicka nie kryła jednak, że „załatwiactwo” to proceder ryzykowny. Deklarowała, że może sama wszystko zorganizować, ale osobiście uczestniczyć w łapówkarskich misjach nie będzie. "Ja bym z więzienia nie wyszła, przynosilibyście sucharki" - odpowiadała Sawicka, gdy agenci zachęcali ją, by zaniosła walizkę z pieniędzmi do burmistrza Helu, z którym mieli „kręcić biznes”. "Ja się wybieram do ministerstwa pracy" - przypominała agentom.