Były opozycyjny kandydat na prezydenta Białorusi Andrej Sannikau, który został w sobotę zwolniony z kolonii karnej po ułaskawieniu przez prezydenta, powiedział w pierwszym wywiadzie po odzyskaniu wolności, że próbowano go tam zmusić do samobójstwa.

"Mogę tylko powiedzieć, że moim zdaniem postawiono sobie za cel zniszczyć mnie fizycznie, a najchętniej doprowadzić do samobójstwa, popychając do bezterminowej głodówki. Czyli zrobić tak, żeby likwidację fizyczną można było uzasadnić dobrowolną decyzją odebrania sobie życia" - powiedział Sannikau opozycyjnemu portalowi Karta'97, który sam założył.

Odmówił przy tym odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób się nad nim znęcano, tłumacząc, że jego rodzina, koledzy i ludzie podzielający jego poglądami są "zakładnikami" jego wypowiedzi. "Wiem po sobie, w jaki sposób każde nieostrożne słowo może być wykorzystane przeciwko nim" - dodał.

Sannikau wyraził przekonanie, że w stosunku do wszystkich więźniów politycznych na Białorusi władze zdjęły wszelkie ograniczenia na stosowanie bezprawia.

"To, co działo się ze mną i co dzieje się z innymi - bezprecedensowe znęcanie się i katowanie, nie ma na celu wymuszenia podpisania prośby (o ułaskawienie - PAP) czy przyznania się do winy. Prawda jest dużo straszniejsza: chodzi o to, żeby zniszczyć fizycznie i moralnie" - zaznaczył.

Jego zdaniem służby specjalne posuwają się dziś w doborze metod dużo dalej niż za czasów stalinowskich. "Nawet za Stalina nie stosowano wobec więźniów politycznych tak nikczemnych metod, jak teraz na Białorusi" - ocenił.

Sannikau wyraził przekonanie, że jego ułaskawienie przez Łukaszenkę "to oczywiście skutek środków podjętych przez Unię Europejską". "Chcę jednak podkreślić, że tylko dzięki solidarności Białorusinów, rodzin więźniów politycznych, naszych przyjaciół i faktycznie całego kraju w decyzjach wpływowych struktur międzynarodowych zaczęła się krystalizować wyraźna i pryncypialna polityka wobec Białorusi" - zaznaczył.

Nawiązując do demonstracji po wyborach prezydenckich z grudnia 2010 r., kiedy to został zatrzymany wraz z ponad 600 innymi osobami, wyraził przekonanie, że były to "chwile najwyższego uniesienia, które władze przeobraziły w największą tragedię ostatnich lat".

"Do tej pory uważam, że była wtedy możliwość rozpoczęcia rzeczowego dialogu w celu wyjścia z impasu, ale wśród urzędników nie znalazł się ani jeden odważny człowiek, który byłby gotów wziąć na siebie odpowiedzialność" - podsumował.

Wywiad zakończył podziękowaniami za wsparcie i solidarność oraz słowami "Niech żyje Białoruś!".

Sannikau został zatrzymany w wieczór rozbicia opozycyjnej demonstracji powyborczej 19 grudnia 2010 r. W połowie maja 2011 roku dostał wyrok pięciu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Sąd uznał go za winnego organizacji masowych zamieszek. Pod koniec stycznia 2012 r. żona Sannikaua Iryna Chalip powiadomiła o podpisaniu przez niego pod wpływem tortur prośby o ułaskawienie do prezydenta Alaksandra Łukaszenki.

57-letni Sannikau, lider opozycyjnego ruchu "Europejska Białoruś" jest z wykształcenia dyplomatą; w latach 1995-1996 był wiceministrem spraw zagranicznych Białorusi. Wyrok na niego był jednym z najwyższych w serii procesów wytoczonych po wyborach opozycyjnym kandydatom i uczestnikom demonstracji.

Uwolnienia więźniów politycznych na Białorusi domaga się Unia Europejska, która 23 marca po raz kolejny rozszerzyła sankcje wobec Mińska. Ministrowie spraw zagranicznych 27 państw UE podjęli decyzję o zamrożeniu aktywów 29 firm należących do trzech oligarchów wspierających reżim Łukaszenki. W przyjętej deklaracji ministrowie zapowiedzieli wprowadzanie kolejnych sankcji, "dopóki wszyscy więźniowie polityczni nie zostaną uwolnieni".

Po poprzednim rozszerzeniu sankcji 28 lutego władze Białorusi zwróciły się do ambasadorów UE i Polski, aby opuścili ten kraj i udali się na konsultacje, oraz wezwały swoich ambasadorów w Brukseli i Warszawie na konsultacje do Mińska. W odpowiedzi wszystkie kraje UE podjęły decyzję o wycofaniu swych ambasadorów z Białorusi. Według źródeł dyplomatycznych decyzja w sprawie powrotu ambasadorów ma zapaść na początku przyszłego tygodnia.