Politolog Uniwersytetu Warszawskiego dr Rafał Chwedoruk o kompromisie ws. reformy emerytalnej:

"Obaj politycy: Donald Tusk i Waldemar Pawlak nie przegrali w sposób ostateczny, czyli nie przegrali wojny, ale przegrali tę bitwę. To było takie starcie, po którym każdy z nich może ogłosić zwycięstwo, ale dla każdego to będzie zwycięstwo pyrrusowe. W przypadku PO cała dyskusja o reformie emerytalnej kosztowała tę partię prawdopodobnie co piątego wyborcę. A kolejne sondaże w następujących po sobie tygodniach wskazują, że może to być strata stała. I kompromis z PSL niczego nie rekompensuje.

W przypadku ruchu ludowego jest to zysk krótkotrwały. To znaczy PSL przypomniało się opinii publicznej. Był nawet jeden sondaż, gdzie ta partia miała zdecydowanie lepszy wynik. Waldemar Pawlak ponownie jawił się - jak w latach 90. - jako polityk wrażliwy społecznie, broniący ideałów społecznych. Jednak od dzisiaj partie opozycyjne będą nieustannie przypominały PSL poparcie wydłużenia wieku emerytalnego. A PSL prócz tego, że nie ma zbyt wysokiego poparcia, to ma jeszcze wyborców socjologicznie podobnych do PiS.

Reforma emerytalna bardziej uderzy w wyborców PSL niż PO, bowiem pośród Polaków, którzy skłonni byli akceptować to podwyższenie wieku emerytalnego można odnaleźć przede wszystkich wyborców Ruchu Palikota i PO. W tym sensie ta reforma dla PSL jest oczywistą stratą, bo wyborcy ludowców, to ludzie mieszkający na prowincji, mniej zamożni i tacy, którzy na rynku pracy mają krok dalej niż zamożni i wykształceni mieszkańcy wielkich miast.

Gdybyśmy jednak próbowali znaleźć zwycięzców całej tej batalii, to powinniśmy wskazać wielki biznes i pracodawców, którzy będą korzystać przez kolejne lata oraz paradoksalnie partie opozycyjne, przede wszystkim PiS, które trafiło do opinii publicznej z innym przekazem niż dotyczącym kwestii kulturowych, czy związanych z katastrofą smoleńską.

Ponadto SLD, który znalazł temat, pozwalający podtrzymać mu słabnące po wyborach poparcie. Sam obrazek, kiedy związkowcy z NSZZ +Solidarność+ bezkonfliktowo spotykają się z Leszkiem Millerem i publicznie deklarują, że mają podobny pogląd na jakąś ważna sprawę - jest jednym z ważniejszych - w takiej warstwie społecznej - przełomem w polskiej polityce po 1889 roku.

Jeśli faktycznie jest to przełom, to będzie on złowieszczy dla PO, bo on może otworzyć współpracę bardzo odległych od siebie środowisk opozycyjnych względem rządu.

Koalicja PO-PSL trwa w utajnionym kryzysie od samego początku, bowiem programy gospodarcze tych dwóch ugrupowań bardzo się od siebie różnią.

W miarę bezkonfliktowe rządy w poprzedniej kadencji były możliwa, dzięki jednoczącemu te formacje wspólnemu przeciwnikowi, jakim było Prawo i Sprawiedliwość oraz dzięki temu, że wyborcy tych dwóch ugrupowań są od siebie bardzo różni. PO nie walczyła z PSL o tych samych wyborców. To wszystko nie przekreślało jednak odmienności ideowych ale pozostawało pytanie kiedy i co ujawni te odmienności.

Dopiero tak poważna sprawa jak kwestie emerytalne to ujawniła. Ugrupowania kontynuują koalicję mimo odmienności ideowej wyłącznie z powodu czynników pragmatycznych, a nie ideowych. To małżeństwo z rozsądku. Każdy inny mariaż dla obu tych ugrupowań byłby dużo trudniejszy niż ten. Dla PO koalicja z Ruchem Palikota byłaby bardzo kłopotliwa mimo faktycznej współpracy - jaką widać Dlatego, że wyborcy PO są co prawda bardzo zróżnicowani, ale w olbrzymiej części widzący w ugrupowaniu Tuska partię stabilną, przewidywalną i racjonalną.

Koalicja z SLD ze względów historycznych, ale i programowych - byłaby jeszcze trudniejsza niż koalicja z partią Waldemara Pawlaka. Oczywiście o współpracy z PiS z wielu względów nie ma mowy.

W przypadku ludowców z kolei mamy do czynienia z ugrupowaniem, które w sposób trwały jest czwartym lub piątym podmiotem polskiej polityki. Dlatego też partycypacja w rządzie i korzystanie z przywileju bycia przy władzy jest o wiele więcej warte dla PSL niż dla PO czy PiS.

Nie ma w tym Sejmie żadnej arytmetycznej innej możliwości powstania koalicji rządzącej bez PO. (...) W sytuacji, w której ludowcy nie mają żadnych innych perspektyw na bycie partią współrządzącą, to zawsze lepiej być bardzo słabym koalicjantem PO niż bardzo słabym podmiotem opozycji.