28-letni Adam Bielecki i 43-letni Janusz Gołąb, którzy 9 marca jako pierwsi zdobyli zimą Gasherbrum I (8068 m) w Karakorum, z powodu odmrożeń mogą samodzielnie nie zejść z bazy położonej na wysokości 5000 metrów. Przylot helikoptera uniemożliwia zła pogoda.

Zajmująca się bazą Agnieszka Bielecka poinformowała PAP, że od kilku dni nie ma odpowiednich warunków, aby można było wykonać lot. Jest pochmurno i wieje silny wiatr, dochodzący do 70 km/h na wyższych wysokościach.

Adam Bielecki na szczycie Gasherbrum I / Inne / Blog Polski Himalaizm Zimowy

"Nie jest nam wesoło; od niedzieli czekamy na helikopter. Janusz ma odmrożony nos, a mój brat prawy paluch i samodzielnie nie zejdą. A droga jest długa. Do czoła lodowca Baltoro, które jest na wysokości ok. 3500 m, mamy do przejścia 80 km. Minusowe temperatury 15-20 stopni pogłębiają skutki odmrożeń. Utrzymujemy kontakt z lekarzem, specjalistą medycyny górskiej Robertem Szymczakiem i stosujemy się do jego zaleceń" - powiedziała Bielecka.

Dr Szymczak w rozmowie z PAP podkreślił, że obaj alpiniści powinni jak najszybciej trafić do szpitala. Dalszy marsz jest dla nich niebezpieczny, gdyż może nastąpić pogłębienie odmrożenia.

"Bielecki i Gołąb mają otwarte rany, które można porównać do tych po oparzeniach. Przejście lodowca, schodzenie w dół, to nie jest treking, to kilkudniowa wyprawa. Jeśli domrożą odmrożone części ciała, mogą je stracić. Podczas marszu trudno jest o sensowne opatrunki, a takowe są konieczne" - wyjaśnił.

Uczestnicy narodowej ekspedycji pod honorowym patronatem prezydenta Bronisława Komorowskiego, dzielą bazę z alpinistami międzynarodowej wyprawy, w składzie której są także Polacy - operator filmowy Dariusz Załuski i Tamara Styś.

W piątek 9 marca górę od strony południowej atakowali zupełnie nową drogą: Austriak Gerfried Goeschl (kierownik), Szwajcar Cedric Hahlen oraz Pakistańczyk Nisar Hussain. Natomiast Bielecki z Tychów i Gołąb z Gliwic, wspierani przez Artura Hajzera z Mikołowa, podążali tzw. drogą japońską od strony północno-zachodniej, którą miał schodzić zespół Goeschla. Do tej pory nie wiadomo, jakie są losy tych trzech osób.

"Nadzieja umiera ostatnia. Do obozu I wyszło dwóch wspinających się tragarzy pakistańskich, tam spędzili noc i dziś idą do dwójki. Jeśli przylecą helikoptery, do akcji poszukiwawczej ma się włączyć trzech alpinistów z Pakistanu, m.in. zdobywca Everestu Hassan Sadpara" - powiedział PAP 49-letni Hajzer.

Film

Uczestnicy międzynarodowej wyprawy 9 marca atakowali szczyt w stylu alpejskim, od drugiego obozu na wysokości 6700 m. Kiedy Bielecki i Gołąb stanęli na wierzchołku o godz. 8.30, zespół Goeschla miał do szczytu jeszcze 400 m.

"W południe nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Adam i Janusz o czternastej byli już poniżej trzeciego obozu. Co się stało wówczas z Austriakiem, Szwajcarem i Pakistańczykiem, tego nie wiemy. Zabrali ze sobą namiot, mogli go rozbić i przeczekiwać, ale z kolei mieli mało żywności i paliwa do maszynki. Mógł też wiatr rozerwać namiot; wtedy szanse przeżycia są zerowe z uwagi na wychłodzenie organizmu. Ostatni kontakt radiowy z Gerfriedem był 9 marca o 9 rano" - wspomniał Hajzer, mający w dorobku m.in. sześć ośmiotysięczników.

Tamara Styś (w 2006 roku zdobyła swój pierwszy ośmiotysięcznik - Gasherbrum II), razem z Baskiem Aleksem Txikonem, również podjęła próbę wejścia na wierzchołek Gasherbruma I. Oboje doznali odmrożeń i zawrócili z wysokości 7200 m z powodu pogarszających się warunków.

W poniedziałek Załuski i Bielecka wyruszyli w stronę obozu I, dokąd ewentualnie mogła dotrzeć trójka zaginionych alpinistów. Jednak fatalna pogoda uniemożliwiła im dojście.

Na dziewięć spośród 14 ośmiotysięczników jako pierwsi wspięli się zimą Polacy, w tym na jeden z Włochem Simone Moro. Niezdobyte o tej porze roku pozostały jeszcze trzy góry: Broad Peak (8047 m), Nanga Parbat (8126 m) i K2 (8611 m). Wszystkie leżą na terenie Pakistanu.