Miasta coraz skwapliwiej korzystają z e-sądu, aby wyegzekwować mandaty za jazdę bez ważnego biletu. Zanim jednak zapłacisz sądowy e-nakaz, zastanów się, radzi "Metro". Może w prawdziwym sądzie masz szansę wygrać sprawę?

Zwykle mandaty za jazdę na gapę komunikacją miejską płaci od razu 20-30 proc. pasażerów. Pozostali czekają, aż sprawa trafi do sądu. A procedura jest długa i żmudna. Zanim sprawa trafi do sądu, mija kilka miesięcy. Dlatego władze miast coraz częściej korzystają z e-sądu w egzekwowaniu mandatów, by przy okazji zdobyć wyższe wpływy do miejskiej kasy.

Nakaz z e-sądu to na dzień dobry ok. 90 zł więcej, niż wynosi kara za jazdę bez biletu. Jeśli nie zapłacimy, dochodzi komornik - kolejne kilkaset złotych. A zasądzony mandat ulega przedawnieniu dopiero po 10 latach.

Dlatego zanim zapłacisz e-nakaz, zastanów się, czy nie warto się odwołać do zwykłego sądu, radzi "Metro". Kiedy? Np. z powodu przedawnienia. - Mandat za jazdę bez biletu traci ważność po roku. Mówi o tym prawo przewozowe - tyle czasu ma przewoźnik, żeby wyegzekwować od nas należności. Albo z innego powodu, jeśli uważamy, że mandat wystawiono nam niesłusznie.

Sprzeciw złożony w e-sądzie uchyla nakaz zapłaty. Sąd po sprawdzeniu formalności skieruje sprawę do sądu rejonowego. Tu na rozprawie przewoźnik będzie musiał udowodnić, że roszczenie jest zasadne.