W ciągu dwóch miesięcy i kilku dni rząd Mario Montiego, powołany w rezultacie kryzysu politycznego i finansowego związanego z publicznym zadłużeniem dokonał we Włoszech prawdziwej rewolucji w gospodarce, zarządzaniu, ale i codziennym życiu oraz mentalności.

Zarówno włoscy, jak i zagraniczni komentatorzy są zgodni, że po latach stagnacji Włochy, będące zakładnikiem skłóconej klasy politycznej, a do tego skompromitowane na arenie międzynarodowej z powodu skandali z udziałem poprzedniego premiera Silvio Berlusconiego, w krótkim czasie przeżyły ogromną metamorfozę.

Po poważnych turbulencjach poprawia się też powoli sytuacja włoskich obligacji na rynkach, a Włochy znowu znalazły się wśród pierwszoplanowych graczy w UE.

Z jednej strony zwraca się uwagę na ogromny kredyt zaufania, jakim cieszy się w społeczeństwie Monti, ale z drugiej - na brak zrozumienia dla jego działań ze strony poszczególnych grup zawodowych; od adwokatów po taksówkarzy. Branże czują się zagrożone, ponieważ rząd podejmuje kroki, by pozbawić je nagromadzonych przez lata przywilejów. Koniec z syndromem niedostępnej twierdzy - ocenił Mario Monti, zapowiadając "rozbrojenie korporacji" i osłabienie ich władzy.

Powołanie w połowie listopada 68-letniego, szanowanego w Europie profesora ekonomii, nazywanego żartobliwie "SuperMario" czy "Full Monti", nie było dla nikogo zaskoczeniem. Od dawna był wymieniany jako kandydat na stanowisko szefa rządu technicznego i w tym charakterze ostro ganił ówczesnego premiera Berlusconiego za jego politykę finansową.

Przywódcy UE odetchnęli z ulgą

Kiedy objął stanowisko premiera, politycy i przywódcy UE odetchnęli z ulgą. W unijnych instytucjach znany jest od lat. Dwukrotnie, od 1995 do 2004 roku, był unijnym komisarzem i to jednym z najbardziej znanych i zasłużonych: do spraw rynku wewnętrznego i ds. konkurencji.

To jednak, co wywołało zdumienie, to skład jego rządu. "To nie Rada Ministrów, ale rada wydziału",- podsumowała prasa złożony z profesorów, ekspertów i wykładowców uniwersyteckich pierwszy gabinet całkowicie pozbawiony polityków.

W rekordowo krótkim czasie, już 4 grudnia, nowy gabinet przedstawił oczekiwany przez Unię Europejską pakiet antykryzysowy, którego celem jest zrównoważenie zadłużenia publicznego, wynoszącego 120 procent PKB. Program oszczędnościowy , który ma przynieść dodatkowych 30 miliardów euro i równowagę w finansach do 2013 roku, premier nazwał "ratunkiem dla Włoch". Poprosił Włochów o wyrzeczenia. Wprowadzono szereg opłat bankowych i od transakcji finansowych oraz dodatkowy podatek od najbardziej luksusowych dóbr i najwyższych emerytur. Zapowiedziano przywrócenie gminnego podatku od nieruchomości, co dotknęło miliony właścicieli mieszkań i domów. W drugiej połowie roku o 2 procent może wzrosnąć podatek VAT.

Za priorytet rząd uznał zdecydowaną walkę z przestępstwami podatkowymi. Niemal natychmiast przeprowadzono zmasowane kontrole, a najbardziej spektakularną akcją był sylwestrowy i wyjątkowo owocny nalot inspektorów Gwardii Finansowej na hotele, restauracje i sklepy w najdroższym górskim kurorcie Cortina d'Ampezzo. Inspekcje, dokonane niemal na oczach tysięcy turystów, wykazały ogromne oszustwa podatkowe, w tym masowe zjawisko ukrywania prawdziwych dochodów i niewystawiania rachunków fiskalnych tolerującym ten proceder klientom.

Stanowcza walka z oszustwami podatkowymi, których łączną wysokość we Włoszech szacuje się na 50 miliardów euro rocznie, wywołała wstrząs w społeczeństwie, które do tej pory nie miało do czynienia z tak skrupulatnymi kontrolami, również kont osobistych i samochodów zaparkowanych przed domem, a także tropieniem kapitałów ukrytych za granicą. To dopiero początek - zapowiedział rząd.

O 5 miliardów euro zmniejszone zostaną nakłady na lokalne urzędy i instytucje, a także zredukowane koszty administracji i rządu. Rekordowe pensje parlamentarzystów, sięgające z dodatkami 16 tysięcy euro miesięcznie, wywołują irytację w społeczeństwie, ale mimo zapowiedzi deputowani i senatorowie nie podjęli żadnej wiążącej decyzji, by je ograniczyć. Za to Monti oznajmił nieoczekiwanie: "W momencie, kiedy prosi się o wyrzeczenia wszystkich obywateli, uznałem za obowiązek rezygnację z mojej pensji premiera i ministra finansów".

"Rośnij, Italio"

Wkrótce po przedstawieniu programu oszczędnościowego premier ogłosił drugą fazę, którą określił sloganem "Rośnij, Italio". Celem kolejnych reform jest wzrost gospodarczy, bez którego jego zdaniem nie może być mowy o uzdrawianiu finansów. Ma temu służyć przedstawiony 20 stycznia pakiet liberalizacyjny: kolejny etap rewolucji we włoskiej gospodarce oraz zwłaszcza handlu, ograniczanego całą serią przepisów, np. o godzinach otwarcia sklepów, które nie będą już regulowane.

Będzie mogło powstać więcej aptek; poza tym pakiet przewiduje zniesienie minimalnych opłat za usługi adwokackie i ograniczeń dotyczących liczby kancelarii notarialnych; w rezultacie powstanie kilkaset nowych. Właściciele stacji benzynowych przestaną być związani umowami z jednym tylko dostawcą paliwa i będą mogli swobodnie szukać go tam, gdzie jest tańsze.

Tydzień później rząd wypowiedział wielką wojnę biurokracji i zbędnym przepisom, przyjmując projekt szeregu uproszczeń w administracji. Istotą tej reformy jest przeniesienie wielu procedur do internetu. To w sieci obywatele będą mogli składać wnioski o zmianę miejsca zameldowania oraz uzyskiwać różnego rodzaju świadectwa i zaświadczenia czy wpisywać się na listy wyborców.

Nowy rząd, choć całkowicie apolityczny, ma poparcie wszystkich największych sił centrolewicy i centroprawicy. Nawet Silvio Berlusconi przyznał, że trudno kierować pod adresem gabinetu "uzasadnioną krytykę", bo jego zdaniem działa "z wielką ostrożnością".

Dla premiera najważniejszy jest podziw ze strony głównych protagonistów walki z kryzysem w strefie euro, czyli kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. Po wykluczeniu Berlusconiego z rozmów na temat działań antykryzysowych, traktują jego następcę z dużą estymą. Trójstronne konsultacje odbędą się 30 stycznia tuż przed szczytem UE w Brukseli. Włoska agencja Ansa pisała: "Dzisiaj unijne reflektory skierowane są na Włochy i przywództwo Mario Montiego, od którego oczekuje się idei i koncepcji w walce z kryzysem i dodania wigoru europejskiej integracji".

Podczas gdy najwyżsi przedstawiciele UE i przywódcy unijnych potęg wychwalają politykę Montiego jako wzorcową, on sam nie zawsze odwdzięcza się komplementami. Regularnie krytykuje brak stanowczej, wspólnej polityki UE wobec kryzysu oraz to, że nie podjęto wystarczających działań na rzecz wzrostu gospodarczego. W środę w Senacie oświadczył: "Uzdrowienie finansów publicznych i reformy nie mogą odnieść sukcesu, a wręcz grozi im fiasko, jeśli nie będą miały wsparcia ze strony europejskiej polityki".

Rzym sprzeciwia się pogłębianiu podziału na kraje strefy euro i te, które do niej nie należą

Włochy, jak ogłosił Monti niespełna tydzień po rzymskich rozmowach z premierem Donaldem Tuskiem, opowiadają się za udziałem krajów spoza strefy euro w szczytach szefów państw i rządów eurolandu. Władze w Rzymie sprzeciwiają się pogłębianiu podziału na kraje strefy euro i te, które do niej nie należą. Dlatego premier jedzie do Brukseli z misją przezwyciężenia tych różnic. Nie wyklucza się, że Monti przedstawi postulat zwiększenia funduszu ratowania strefy euro (EMS) z 500 do 750 miliardów euro. Na pewno zaś powtórzy żądanie zdecydowanych działań na rzecz wzrostu gospodarczego i zatrudnienia, które uważa za równie istotne, jak dyskutowany pakt fiskalny.

Profesor argumentuje: "My odrobiliśmy już nasze lekcje, czas, by zrobili to inni".

Dziennik "Financial Times" napisał przed szczytem, że "Mario Monti dźwiga Europę na swych barkach". On sam skomentował to następująco: "Moim zadaniem jest po prostu to, by pozwolić Włochom odgrywać w pełni swą rolę. Uważam, że konieczny jest dialog z Niemcami i Francją, ale także z krajami, którym wyrządzilibyśmy krzywdę, uważając je za zewnętrzne w toczącej się grze, czyli z Wielką Brytanią i Polską".