Na zakończenie trzydniowej podróży po zachodnich stanach prezydent Barack Obama przedstawił plan obniżenia kosztów studiowania na wyższych uczelniach. Wzrosły one w USA tak bardzo, że stanowią barierę dla awansu szerokich warstw mniej zamożnych Amerykanów.

"Wyższe studia nie są dobrem luksusowym. Jest to ekonomiczny imperatyw, na który powinno być stać każdą rodzinę w Ameryce. Musimy mieć gospodarkę, w której każdy ma dostęp do wyższego wykształcenia światowej klasy" - powiedział Obama w piątek na Uniwersytecie Michigan w Ann Arbor, w stanie Michigan.

Roczny koszt nauki na najlepszych amerykańskich uniwersytetach sięga obecnie 50-70 tys. dolarów

Studenci zadłużają się, aby opłacić naukę, i wielu nie jest potem w stanie spłacić wysokich pożyczek.

Według planu administracji, uczelnie, które będą stale windowały wysokość swojego czesnego, musiałyby się liczyć ze zmniejszeniem pomocy finansowej państwa.

Prezydent zaproponował też zreformowanie systemu pożyczek dla studentów, aby wyeliminować w nim pośredników i limitować miesięczne spłaty pożyczek do 10 procent dochodów absolwentów.

Plan przewiduje poza tym kilkakrotne zwiększenie federalnej pomocy dla studentów i stworzenie nowego programu stypendiów na studia w wysokości 1 miliarda dolarów.

Wizytą w Michigan Barack Obama zakończył podróż po stanach zachodu, w czasie której agitował za swoim programem, nakreślonym we wtorkowym orędziu o stanie państwa.

Poza Michigan prezydent odwiedził Iowę, Nevadę, Kolorado i Arizonę, które uchodzą (poza Arizoną) za stany, gdzie ma mniej więcej równe szanse z przyszłym republikańskim oponentem na zwycięstwo w tegorocznych wyborach.

W ostatnich miesiącach w kampanii prezydenta o reelekcję dominują propozycje populistyczne, zmierzające do pomocy Amerykanom o skromniejszych dochodach i wyrównania szans życiowych warstw społecznych w USA.