Firma Fanpage Trender, specjalizująca się w analizowaniu treści publikowanych w mediach, dobrała się do kilku tysięcy komentarzy w sprawie umowy ACTA, które ze swojego profilu na Facebooku usunęła wczoraj kancelaria premiera. Przedstawiciele kancelarii tłumaczyli, że były tam wulgaryzmy i treści łamiące regulamin serwisu. Okazało się, że władza – mówiąc dyplomatycznie – minęła się z prawdą.
Po pierwsze skasowanych postów było znacznie więcej niż 5 tys., do których przyznał się rząd. Wykasowano ich niemal 8 tys. Po drugie wulgaryzmów i pogróżek było wśród nich zaledwie 1,49 proc. Zdecydowaną większość – blisko 90 proc. – stanowiły wpisy typu „Stop dla ACTA”, a także maski Guya Fawkes’a symbolizujące internetowy sprzeciw przeciwko tej umowie. Oprócz tego na profilu kancelarii pojawiło się wiele merytorycznych komentarzy oceniających pracę premiera, rządu i polityków PO. Sprawdziło się powiedzenie, że prawda w oczy kole – władza pozwoliła sobie na usunięcie aż 3 tys. wypowiedzi tego typu. – Cała afera jest dowodem na to, że nie trzeba podpisywać ACTA, aby rząd czuł się uprawniony do ograniczania wolności wypowiedzi w internecie – mówi Jan Zając z Fanpage Trender.
Przy okazji trwających od kilku dni protestów przeciwko podpisaniu umowy ACTA polski rząd miał okazję poznać tajniki funkcjonowania internetu. Dowiedział się np, że istnieje ktoś taki jak haker, który z rządem w wersji wirtualnej może zrobić wszystko. Dopiero zmasowane ataki hakerskie na witryny rządowe natchnęły władzę do działań – powołała zespół zadaniowny ds. ochrony portali rządowych. A wtedy wirtualne problemy przeniosły się do realnego świata – rząd przygniotła krytyka ze strony organizacji pozarządowych wyłączonych z konsultacji w sprawie ACTA. Premier obiecał, że w przyszłości będą one prowadzone w sposób bardziej przejrzysty. I zaraz odebrał kolejną internetową lekcję – że próby cenzurowania sieci działają wyłącznie na niekorzyść cenzora.