By wejść w życie, międzynarodowa umowa o ściganiu piractwa m.in. w sieci (ACTA) musi uzyskać zgodę Parlamentu Europejskiego. Tymczasem w PE nie brakuje głosów krytycznych: przeciwko są Zieloni, a także część polskich eurodeputowanych.

ACTA (Anti-counterfeiting trade agreement) to międzynarodowy układ, do którego w czwartek ma przystąpić UE.

Nazwę ACTA można tłumaczyć jako "porozumienie przeciw obrotowi podróbkami", dotyczy jednak ochrony własności intelektualnej w ogóle, również w internecie, i ma karać m.in. za nielegalne dzielenie się plikami. Zdaniem obrońców swobód w internecie, może prowadzić to blokowania różnych treści i cenzury w imię walki z piractwem.

"Kraje członkowskie w najbliższych dniach mają zamiar podpisać porozumienie, ale żeby weszło ono w życie, musi przejść przez PE jako umowa handlowa (ratyfikacja umowy - PAP). To jest spodziewane w maju lub czerwcu" - powiedział pytany przez PAP podczas codziennej konferencji prasowej w Brukseli rzecznik KE ds. handlu John Clancy. Zgoda Rady UE, gdzie reprezentowane są rządy państw członkowskich, zapadła w grudniu za polskiej prezydencji.

Umowę 26 stycznia mają podpisać w Tokio - jak dowiedziała się PAP - ambasador UE w Tokio, ambasador Danii reprezentujący duńską prezydencję oraz ambasadorowie tych krajów członkowskich, które są gotowe podpisać umowę. Kraje UE muszą podpisać ACTA każde z osobna, ponieważ w umowie przewiduje się sankcje karne za łamanie jej postanowień, a przepisy karne to domena prawa krajowego, a nie unijnego.

Choć KE argumentuje, że ACTA podniesie standardy egzekwowania praw autorskich oraz umożliwi skuteczniejszą walkę z handlem podróbkami i piractwem, to ostatnie wpisy na Twitterze unijnej komisarz ds. agendy cyfrowej Neelie Kroes dotyczące projektu amerykańskiej ustawy SOPA zostały odebrane jako wątpliwości względem zapisów ACTA dotyczących internetu. Budząca ogromne kontrowersje za Atlantykiem SOPA ma pozwolić na blokowanie stron (także zagranicznych) podejrzewanych o łamanie praw autorskich.

"Mój pogląd jest taki, że regulacje internetu powinny być efektywne, proporcjonalne oraz zachowujące korzyści otwartej sieci (...). Nie potrzebujemy złego prawa" - napisała Kroes.

W listopadzie 2010 r. - kiedy trwające od czerwca 2008 r. z udziałem Komisji Europejskiej negocjacje umowy zostały już zakończone - PE przegłosował rezolucję, a której wyraził poparcie dla ACTA, jednak w następnym roku przyjął kolejne dwie rezolucje, w których krytykował brak przejrzystości w negocjacjach i apelował o dalsze analizy.

Wątpliwości wyrażali liberałowie w PE, ale w 2010 r. zadeklarowali, że KE uspokoiła ich, że ACTA nie wychodzi poza prawo unijne. W poniedziałek rzeczniczka liberalnej frakcji ALDE Federica Terzi poinformowała PAP, że jest za wcześnie na ostateczne stanowisko frakcji, ponieważ dopiero podpisanie umowy pozwoli na skierowanie jej do PE w celu ratyfikacji.

Nieprzejednani pozostali Zieloni w PE, którzy domagają się opinii Trybunału Sprawiedliwości UE ws. zgodności zapisów ACTA z prawem unijnym. "Rządy UE próbują "przepchać" porozumienie ignorując poważne obawy" - napisał w oświadczeniu przesłanym PAP eurodeputowany Zielonych Jan Philipp Albrecht. Jego zdaniem wdrożenie umowy może ograniczyć prawa obywateli w UE. Wymienił prawo własności, swobodę wypowiedzi, ochronę prywatności oraz prawo do sprawiedliwego procesu i odszkodowań.

Głosowanie przeciw zadeklarowała SLD

Głosowanie przeciw umowie zadeklarowała w poniedziałkowym oświadczeniu delegacja SLD we frakcji Socjalistów i Demokratów (S&D). "Jeśli jednak w PE powstanie polityczna większość popierająca porozumienie ACTA deklarujemy poparcie dla starań zmierzających do zaskarżenia ACTA do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości" - czytamy w oświadczeniu siódemki polskich eurodeputowanych.

Z kolei zwolennicy umowy wskazują, że zapewni ona artystom, wydawcom, producentom i przedsiębiorcom skuteczniejszą ochronę praw własności intelektualnej poza granicami UE. Także polski resort kultury wskazuje, że wbrew pojawiającym się wątpliwościom, w ACTA są przepisy, które gwarantują, że stosowanie umowy nie będzie prowadzić do naruszania prawa do prywatności i wolności słowa.

"Żaden przepis ACTA nie wprowadza wymogu blokowania legalnych treści w internecie. (...) Również katalog praw własności intelektualnej, za których naruszenie mogą być nakładane sankcje karne, jest w prawie polskim szerszy niż w ACTA. Kuriozalnie brzmi zarzut, jakoby ACTA przewidywało obowiązek monitorowania użytkowników internetu" - czytamy w stanowisku resortu.

W weekend internauci na znak protestu przeciw przystąpieniu Polski do ACTA zablokowali kilka stron internetowych administracji państwowej. Nie można było wejść m.in. na strony Sejmu, premiera, kancelarii premiera, MON i resortu kultury.

Swój podpis pod ACTA złożyło już 8 z 11 stron umowy: Stany Zjednoczone, Australia, Kanada, Korea Płd., Japonia, Nowa Zelandia, Maroko i Singapur. Pozostałe, które jeszcze tego nie zrobiły, to UE, Meksyk i Szwajcaria; KE liczy, że do porozumienia dołączą kolejne kraje.

Inicjatywa ACTA została zgłoszona przez Japonię w 2006 r. a następnie poparta przez USA. Ostatnia z 11. rund negocjacyjnych zakończyła się 2 października 2010 r.

Boni: jest różnica między podpisaniem a ratyfikacją porozumienia

Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni podkreślił, że międzynarodowe porozumienie ws. walki z naruszeniami własności intelektualnej ACTA wejdzie w życie dopiero wtedy, jeśli zostanie ratyfikowane.

"Jest różnica między - w tej fazie - podpisaniem tego dokumentu, a staniem się przez ten dokument prawem (...). Bardzo na to zwracam uwagę, bo będzie jeszcze ten okres ratyfikacyjny i myślę, że w czasie tego okresu ratyfikacyjnego wszystkie argumenty za i przeciw się pojawią i zależnie od tego ten dokument będzie albo ratyfikowany, albo nie" - powiedział Boni na poniedziałkowej konferencji prasowej.

Pytany o straty, jakie spowodowali atakujący i blokujący m.in. strony internetowe rządu powiedział, że nie dostrzega specjalnych strat. "Dyskutujemy o tym jak jednolite standardy, jednolite zachowania administratorów sieci powinny powodować, że przy samym blokowaniu stron nie będzie żadnych strat dodatkowych" - podkreślił.

Zdrojewski: mamy czas, by uzupełnić konsultacje nad ACTA

Minister kultury Bogdan Zdrojewski ocenił, że jest jeszcze czas na poszerzenie konsultacji ws. porozumienia ACTA i doprowadzić do tego, by "wszyscy, którzy poczuli się zaniepokojeni, z tego zaniepokojenia wyszli".

Według Zdrojewskiego zdarza się tak, że dokumenty takie jak ACTA w momencie, gdy się pojawiają, nie wzbudzają większego zainteresowania, "bo są trudne".

"Dokument ma nieciekawą nazwę, odnosi się głównie do produktów, czyli podróbek produktów i to na styku Europa-Azja i w minimalnym stopniu obejmuje (...) także inne elementy składające się na nie tylko przepisy prawa, ale raczej dla nas wytyczne przepisów prawa" - mówił minister na poniedziałkowej konferencji prasowej.

"Wszystkie podmioty uczestniczące w negocjacjach albo na tym dokumencie się zawiodły, bo liczyły na to, że on będzie restrykcyjny, albo go po prostu potraktowały jako neutralny - z mojego punktu widzenia słusznie - czyli nieingerujący w obecny system prawny państwa polskiego" - powiedział.

Jak dodał, nie wie natomiast, dlaczego stało się tak, że "mamy taką eksplozję opinii". "I trochę jest to element smutny. Natomiast biorę go też do siebie, (...) do naszych też wyrzutów sumienia, bo oznacza to, iż konsultacje muszą być prowadzone jeszcze szerzej, muszą być ponawiane" - ocenił.

Minister zaznaczył, że na szczęście jest jeszcze czas, by konsultacje uzupełnić. "Jestem przekonany, że konsultacje będą zmierzały do tego, by wszyscy ci, którzy poczuli się zaniepokojeni, z tego zaniepokojenia, krótko mówiąc, wyszli" - powiedział Zdrojewski.