Podejrzany o korupcję prezydent Starachowic Wojciech Bernatowicz poinformował w wydanym w poniedziałek oświadczeniu, że udaje się na urlop. Zapowiedział, że po powrocie rozpocznie niezbędne działania, by miasto - w sferze wizerunkowej i gospodarczej - nie poniosło uszczerbku.

Prokuratura poinformowała w czwartek, że prezydent Starachowic przyznał się podczas przesłuchania do zarzutów i został zwolniony z aresztu.

Bernatowicz został zatrzymany przez CBA pod koniec sierpnia. Prokuratura zarzuciła mu, że przyjął łącznie 96 tys. zł łapówek. Zarzuty korupcyjne mają związek z działalnością starachowickich spółek komunalnych w latach 2008-2010. Prezydent został aresztowany, ponieważ początkowo nie przyznawał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

W poniedziałek w starachowickim magistracie Bernatowicz odczytał w obecności mediów oświadczenie skierowane do mieszkańców miasta. Prezydent nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.

"Moje decyzje związane ze zwolnieniem z aresztu podyktowane są wyłącznie troską o moją najbliższą rodzinę, która jest dla mnie najważniejsza (...) Postawione mi przez prokuratora zarzuty zostaną zweryfikowane wyrokiem niezawisłego sądu. W związku z tym stają przede mną trudne decyzje, zarówno osobiste, jak i zawodowe" - napisał Bernatowicz.

Prezydent tłumaczył, że po trzymiesięcznej nieobecności musi przeanalizować sytuację gminy - zwłaszcza że zbliża się czas przedstawienia nowego budżetu. "Będzie to również najważniejszy dokument dla prezydenta miasta - być może mojego następcy" - dodał Bernatowicz.

Zapowiedział, że udaje się na "krótki, konieczny dla zdrowia urlop", a po powrocie do magistratu rozpocznie "niezbędne w tej sytuacji działania, tak aby miasto zarówno w sferze wizerunkowej, jak i gospodarczej nie poniosło uszczerbku".

"Za zaistniałą sytuację wszystkich mieszkańców Starachowic - przepraszam. (...) Dobro Starachowic było i jest dla mnie - najwyższą wartością" - napisał Bernatowicz.

Poseł PiS pisze pismo do premiera

Z prośbą o "natychmiastowe" podjęcie stosownych kroków dla "usprawnienia działania" samorządu lokalnego w Starachowicach wystąpił w poniedziałek do premiera Donalda Tuska starachowicki poseł PiS Krzysztof Lipiec.

"Z przykrością muszę stwierdzić, że polski system prawny nie przewiduje sytuacji, z którą mamy do czynienia w tym przypadku, kiedy to człowiek z zarzutami korupcyjnymi, do których się przyznał wraca do pełnienia obowiązków, przy których odpowiada przecież za finanse publiczne. Taka sytuacja nie jest normalna i z całą pewnością źle świadczy o sprawności państwa polskiego" - można przeczytać w piśmie.

Zdaniem Lipca "trudno liczyć", że prezydent zrzeknie się stanowiska. W opinii parlamentarzysty niewystarczające w tej kwestii są także przepisy Ustawy o referendum lokalnym, gdzie "procedura odwołania szefa samorządu jest skomplikowana i długotrwała, a czas jest w tym przypadku bardzo istotnym elementem, który niewątpliwie będzie miał decydujący wpływ na odbudowę zaufania mieszkańców do władzy publicznej".

Poseł prosi, by służby podległe premierowi zbadały przedstawioną sprawę, a szef rządu podjął działania w zakresie inicjatywy legislacyjnej.

"Jest to jedyna możliwość usprawnienia funkcjonowania samorządu lokalnego w Starachowicach oraz uchronienia innych samorządów lokalnych w naszym kraju przed podobnymi przypadkami w przyszłości, kiedy to osoba, której postawiono korupcyjne zarzuty przyznaje się do winy i mimo to może nadal, w majestacie prawa zajmować stanowisko, które nierozerwalnie związane jest przecież ze społecznym zaufaniem" - napisał Lipiec.

Mandat szefa lokalnego samorządu wygasa w przypadku skazania prawomocnym wyroku sądu

W czwartek prok. Piotr Kosmaty z prowadzącej śledztwo w sprawie prezydenta Starachowic Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie powiedział PAP, że "Wojciech B. przyznał się do wszystkich zarzutów", złożył także wyjaśnienia w sprawie. Prokuratura ze względu na dobro śledztwa nie ujawnia ich treści.

Po przesłuchaniu prokuratura zwolniła prezydenta z aresztu - zastosowała wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości 90 tys. zł oraz zakaz opuszczania kraju.

Pod koniec października prokuratura zapowiadała, że do końca roku przeciwko prezydentowi Starachowic sporządzony zostanie akt oskarżenia. Według prokuratury w śledztwie pojawiły się także inne wątki, dotyczące np. przyznawania miejskich dotacji na funkcjonowanie klubu płetwonurków, prowadzonego przez osobę z rodziny prezydenta. "Nic nie stoi na przeszkodzie, by wątki poboczne w razie potrzeby zostały wyłączone do odrębnego postępowania" - mówił wówczas prok. Kosmaty.

W śledztwie o wręczanie łapówek podejrzany jest przedsiębiorca Marian S., który przyznał się do winy i po wpłaceniu 50 tys. zł poręczenia majątkowego odzyskał wolność. Zarzuty korupcji usłyszała także Justyna B. z urzędu miejskiego w Starachowicach, która - zdaniem prokuratury - miała pośredniczyć w przekazywaniu pieniędzy. Kobieta nie przyznała się do zarzutów, prokuratura zastosowała wobec niej dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju oraz poręczenie majątkowe w wysokości 9 tys. zł.

Bernatowicz jest prezydentem Starachowic drugą kadencję

Wywodzi się z PiS, ale w ubiegłorocznych wyborach kandydował z własnego komitetu Forum 2010, który oprócz listy do starachowickiej Rady Miasta wystawił też własnych kandydatów do rady powiatu. Bernatowicz uzyskał największe poparcie - ponad 64 proc. głosów - spośród wszystkich czterech prezydentów wybranych w Świętokrzyskiem. Polityk nie należy już do PiS.

Po aresztowaniu go radni PO zasiadający w radzie miejskiej Starachowic wystosowali do prezydenta miasta apel o rezygnację ze stanowiska. Z kolei radni PiS chcieli referendum w sprawie odwołania prezydenta - ich wniosek nie znalazł poparcia wystarczającej liczby radnych.