Partie polityczne w Belgii są bliskie kompromisu w kwestii utworzenia nowego rządu. W piątek rozpoczyna się kolejna tura pertraktacji między potencjalnymi koalicjantami pod przewodnictwem lidera walońskich socjalistów Elio di Rupo.

Partie mają zamiar dojść do porozumienia na początku listopada.

W grę wchodzi koalicja sześciu partii, które do tej pory prowadziły negocjacje nad reformą państwa. Oprócz francuskojęzycznych socjalistów (PS) i flamandzkiej chadecji (CD&V) skupia ona flamandzkich socjalistów (SP.A), francuskojęzycznych i flamandzkich liberałów (MR i VLD) oraz francuskojęzyczną chadecję (CDH). Z koalicji wypadli Zieloni z obu stron granicy językowej. Na ich obecność w rządzie nie zgodzili się flamandzcy liberałowie, obawiając się zbyt silnej koalicji partii lewicowych.

Tekę premiera ma objąć sam di Rupo, który na rzecz rządowych negocjacji zrezygnował nawet z przewodnictwa swojej partii. Będzie on pierwszym od 1974 roku francuskojęzycznym premierem Belgii.

Negocjacje odbywają sie pod presją. Nowa rządowa koalicja musi dojść do porozumienia w sprawie polityki społeczno-gospodarczej kraju i przyjąć budżet na 2012 rok z oszczędnościami rzędu 7-8 miliardów euro, by zgodnie z wymogami UE dotyczącymi finansów publicznych zlikwidować deficyt budżetowy do 2015 roku. W tym tygodniu agencja ratingowa Moody's zagroziła, że obniży notę kraju z powodu wysokiego długu publicznego i niepewności jego finansowania w dłuższej perspektywie.

Francuskojęzyczna prasa zwraca uwagę na tradycyjny charakter koalicji. Podobna koalicja (chadecja, socjaliści i liberałowie) rządziła Belgią praktycznie bez wyjątków od niepodległości w 1830 roku do lat 70. XX. wieku i pierwszych reform potwierdzających federalny charakter kraju. Piątkowy "Le Soir" nazywa tę trójstronną koalicję "spadkiem po zjednoczonej Belgii" i przypomina, że ostatnia, efemeryczna, powstała w 1980 roku, zaś poprzednia pochodziła z czasów Edmonda Leburtona (1973-74), ostatniego - dotychczas - premiera Belgii pochodzącego z Walonii.

Belgowie nie mają rządu od ponad roku

Pozbawiona prawdziwego rządu od prawie 490 dni Belgia pobiła juz wszystkie rekordy świata długości kryzysu politycznego. Za sprawy bieżące wciąż odpowiada gabinet premiera Leterme'a, który podał się do dymisji przed wyborami w czerwcu ub r. Ich wynik skomplikował tradycyjne już podziały na tle kulturowym i społecznym pomiędzy dwoma regionami kraju - francuskojęzyczną Walonią na południu i flamandzkojęzyczną Flandrią na północy: wybory na południu wygrali socjaliści, a na północy nacjonalistyczny Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA) kierowany przez charyzmatycznego Barta De Weavera i dążący do pełnej niezależności Flandrii. Kryzys próbowało rozwiązać kilku królewskich negocjatorów. W maju król Albert II powołał na to stanowisko Elio di Rupo.

W lipcu partie rozpoczęły kolejne negocjacje w sprawie utworzenia nowego rządu, ale już bez udziału największej partii w kraju - którą jest NV-A. Sojusz stał się możliwy po tym, jak do koalicji partii politycznych przyłączyła się flamandzka chadecka partia CD&V, porzucając sojusz z NV&A. Warunkiem postawionym przez nowego koalicjanta była najpierw reforma kraju, a dopiero potem rozmowy nad sformowaniem rządu. Kompromis w sprawie reformy został osiągnięty na początku października.

Wskutek ściśle przestrzeganej separacji językowej wprowadzonej w kraju pod koniec lat 60., rząd w Belgii jest parytetowy: liczba ministrów francuskojęzycznych musi odpowiadać liczbie ministrów flamandzkojęzycznych. Rząd składa sie z czternastu ministrów; piętnasty - premier ma być "językowo" neutralny. W ostatnich dekadach jednak, zważywszy na to, ze Flamandowie są liczniejsi niż Walonowie, teka szefa rządu była przyznawana przedstawicielowi zwycięskiej partii flamandzkiej.