To jeszcze nie dzień, w którym możemy przegrać wybory - mówił premier Donald Tusk podczas konwencji wyborczej PO. Przestrzegał, że jeśli PiS wróci do władzy, to może zatrzymać rozpoczęte inwestycje; swoim kolegom partyjnym powiedział: dla zmęczonych nie będzie miejsca.

Do hali Arena Ursynów zjechało w sobotę ponad tysiąc działaczy z całego kraju. Byli najważniejsi politycy PO: marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna, szef MSZ Radosław Sikorski, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. W pieszym rzędzie znalazła się też działaczka opozycyjna Henryka Krzywonos. Był też przewodniczący PE Jerzy Buzek, a także unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski.

Premier mówił do swoich kolegów, że bój o Polskę i Europę muszą staczać każdego dnia, w każdym miejscu, a 9 października - stoczą go tutaj w Polsce. Ostrzegał, że jeśli ktoś jest zmęczony, niech lepiej da sobie spokój.

"Dla zmęczonych nie będzie miejsca, ta bitwa nie jest jeszcze wygrana (...). Może dożyjemy dnia, że będzie można odpocząć, że będzie można komuś przekazać władzę przegrywając wybory, ale to nie jest jeszcze ten dzień, w którym możemy przegrać wybory" - mówił premier.

Podkreślił, że PO chce, aby biało-czerwona flaga nie kojarzyła się z dramatem, tylko z sukcesem.

Tusk przekonywał, że Platforma nie boi się konkurencji politycznej

"Nie chcemy, aby biało-czerwony sztandar zatknięty był na ruinach. Chcemy, aby biało-czerwona flaga wieńczyła wielką budowlę cywilizacyjną, żeby wreszcie biel i czerwień nie kojarzyła się z dramatem, tragedią, biedą, nędzą, ofiarami, tylko, żeby kojarzyła się z wielkim wysiłkiem zwieńczonym sukcesem, wysiłkiem cywilizacyjnym, to jest w zasięgu ręki" - powiedział lider Platformy.

Tusk przekonywał, że Platforma nie boi się konkurencji politycznej. "Jak są wybory, trzeba iść, przekonywać Polaków i wygrywać te wybory, po to, żeby zrobić lepszy rząd. Dzisiaj mówię z pełną odpowiedzialnością, idziemy do tych wyborów po to, żeby w Polsce dobrze przygotowany rząd realizował plan" - podkreślił szef rządu.

Jak przekonywał, nie ma dziś ważniejszej rzeczy dla Polski, niż 300 mld zł, które ma do nas popłynąć z unijnej kasy. "Jeśli to przegramy, ta budowa stanie w samym środku przedsięwzięcia. Odpowiedzialnie chcę powiedzieć: nasi oponenci, nawet nie planując tego zrujnują te wysiłki, które prowadziliśmy wspólnie z Polakami przez tyle, tyle lat, aby w Europie uzyskać pozycję, która umożliwi nam bitwę o ten drugi cywilizacyjny skok" - oświadczył szef rządu.

Jak podkreślił, chodzi o kolejne siedem lat, gdzie albo PO będzie kończyła rozpoczęte inwestycje, albo "utkniemy w bagnie niemożności, konfliktu i sporu".

"Nie stać nas na to, by znowu przyszli ludzie, którzy zamkną nas w kokonie nieufności"

"Nie stać nas na to, by znowu przyszli ludzie, którzy zamkną nas w kokonie nieufności - mówił. Przekonywał, że jeśli PiS wróci do władzy, to może "aresztować" rozpoczęte inwestycje i je zatrzymać.

"Wyobraźcie sobie, co będzie, jeśli to, co nazywam Polską w budowie, te tysiące kilometrów dróg w budowie, autostrad, nowoczesnych szpitali (...) - tych inwestycji jest w każdej dziedzinie bardzo, bardzo dużo - jeśli poprzednicy wrócą do władzy i zechcą "aresztować" wszystkie te przedsięwzięcia, sprawdzać krok po kroku. Czy wyobraźnia podpowiada nam, co się stanie z tymi 300 mld zł minimum, o które walczymy w budżecie Unii Europejskiej?" - pytał zebranych premier.

Mówił, że on sam nie musi sobie wyobrażać, co się stanie, ponieważ wie, ile energii wymaga prowadzenie tak licznych inwestycji. "Zamkną ten kurek z pieniędzmi, bo nie będą chcieli ich wydawać, bo będą uważali, że wpierw trzeba znów wszystko wywrócić do góry nogami. Wszystko zamknąć, zamrozić, bo wtedy czują się najlepiej, najbezpieczniej, kiedy nic się nie dzieje" - mówił Tusk.

Oceniał, że wyborcy rozliczą ostatnie cztery lata wiedząc, że były trudne, ale - podkreślał - mimo to udało się "zachować energię, która pozwoliła stanąć na nogach". Dziękował za tę energię i chęć działania Polakom i działaczom swojej partii.

"To jest marzenie o tym, żeby starsi ludzie w Polsce żyli bezpiecznie i spokojnie"

"Nie ma większego skarbu (...) niż nasza wiara i siła, która pozwala się Polsce i Polakom przeciwstawiać złym zdarzeniom płynącym z zewnątrz, a czasami płynącym z naszej słabości. Za tę odporność, za tę nadzwyczajną energię, za tę gotowość do działania nawet wtedy, kiedy nie wszystko idzie tak jak planujemy, za to chciałem Polakom i wam tu na tej sali bardzo serdecznie podziękować" - mówił premier.

Zapewniał, że jeśli PO wygra wybory, będzie dalej wcielać w życie marzenia, które "powołały do życia Platformę" i których realizacja jest "gdzieś w połowie drogi".

"To jest marzenie o tym, żeby starsi ludzie w Polsce żyli bezpiecznie i spokojnie, a młodzi ludzie i nasze dzieci wierzyli w sposób uzasadniony w to, że ich życie będzie dużo lepsze niż życie poprzednich pokoleń, że ich życie będzie życiem w dobrobycie, bezpieczeństwie i w takim dynamicznym rozwoju. Bo przyszłość polskich dzieci nie będzie lewicowa ani prawicowa. Przyszłość polskich dzieci będzie albo dobra, albo zła i to zależy od tego, jakie decyzje będziemy podejmowali teraz" - powiedział premier.

Premier nawiązywał też do hasła wyborczego PiS "Polacy zasługują na więcej". "Więcej dostaną z całą pewnością, jeśli damy sobie tę szansę 9 października" - dodał.



Premier przypominał również, że wychował się na podwórku, co jest wielokrotnie przypominane

Premier przypominał również, że wychował się na podwórku, co jest wielokrotnie przypominane. "Jak wiecie, nigdy nie obrażałem się z tego, wręcz przeciwnie, byłem z tego bardzo dumny. Wszystkie dzieciaki - dzisiaj pięćdziesięciolatkowie, którzy wychowali się na podwórkach Warszawy, Gdańska, Śląska, gdziekolwiek w Polsce - wiedzą jak wielkim i konkretnym równocześnie marzeniem, żeby polskie podwórko, otoczenie, w którym żyjemy, polski dom, polska droga były inne niż te miejsca, w których my się wychowali, były naznaczone blizną wojny, komunizmu, niemocy" - powiedział.

"Nie ma żadnego powodu, żeby polskie dziecko wychodząc z domu nie trafiało w miejsca, które są do porównania z najbardziej rozwiniętymi krajami świata. Polskie dziecko zasługuje na taką samą przyszłość jak dziecko amerykańskie, niemieckie czy francuskie. Doprowadzimy do tego, że tak będzie" - dodał Tusk.

Premier oświadczył, że PO musi w polityce europejskiej stawiać czoła eurosceptycyzmowi. W tym kontekście powiedział, że podczas prezentacji priorytetów polskiej prezydencji w Parlamencie Europejskim niektórzy mówili, że "głównym problemem Europy to są Polacy w Holandii, których trzeba stamtąd wyrzucić".

"To kolega pana (Zbigniewa) Ziobry, siedzący obok niego, wstawał i ku zadowoleniu pana Ziobry te słowa wypowiadał" - podkreślił Tusk.

"To koledzy pana (Jarosława) Kaczyńskiego, pana (Jacka) Kurskiego w Europarlamencie mówią: nie ma budżetu europejskiego, koniec z budżetem europejskim, koniec z Schengen - zamknąć granicę dla brudnych Rumunów i żebrzących Polaków. To są ich słowa" - podkreślił premier.

"Wiem i dlatego mam odwagę prosić Polaków o wyrozumiałość"

Tusk zapewnił także w swoim przemówieniu, że jego rząd tam, gdzie zagrożone są polskie interesy, "twardo stawia sprawę". "Kiedy (zaś) jest szansa na dobre porozumienie z sąsiadami na wypracowanie pozytywnej emocji wokół Polski, robimy to najskuteczniej w dotychczasowej historii" - mówił.

Podkreślił także, że dobrze zdaje sobie sprawę, iż "wysiłek cywilizacyjny, ta rzeka pieniędzy, do której musimy polski strumień dołożyć", odbywa się "kosztem obywateli, a może głównie kosztem obywateli".

"Wiem i dlatego mam odwagę prosić Polaków o wyrozumiałość. Ten skok cywilizacyjny rzeczywiście wymaga (...) zaciśnięcia pasa i powiedzenia sobie: no trudno, to jest ta jedyna szansa - musimy to zrobić" - zaznaczył.

Mówiąc o problemach ze znalezieniem pracy w naszym kraju zwrócił uwagę, że połowa nowych miejsc pracy w ciągu ostatnich trzech lat w całej Europie powstała w Polsce.

"Nawet jak się ktoś czuje jak baran, nie powinien się tym publicznie chwalić"

Tusk pytany był przez dziennikarzy, o to, że niektórzy politycy PO byli oburzeni, że głosowali na program, którego nie znali. "Czujemy się jak stado baranów" - powiedział jeden z polityków PO, cytowany przez tygodnik "Wprost"

"Jesteśmy najbardziej otwartą - także jeśli chodzi o prace merytoryczne - partią na polskiej scenie politycznej. Każdy kto tylko miał wolę (pracować), bo to jest ciężka praca (mógł to zrobić). Na poziomie regionalnym od wielu, wielu miesięcy i na poziomie krajowym, wszyscy zainteresowani w tym uczestniczyli" - powiedział premier.

"Nawet jak się ktoś czuje jak baran, nie powinien się tym publicznie chwalić" - żartował Tusk.

Pytany o słowa Jarosława Gowina, który powiedział, że szkoda, iż nie było wewnętrznych konsultacji w partii - jeśli chodzi o program, Tusk powiedział: "Jarosław Gowin ma ten patent w Platformie na zwracanie uwagi na siebie, poprzez krytyczne sądy o Platformie. Cieszę się, że w partii mamy ludzi, którzy dodają takiego pieprzu i soli".

Pytany, czy PO ostatecznie zrezygnowała z podatku liniowego powiedział: "na te trudne czasy podatek liniowy pozostanie raczej celem, perspektywicznym, niż realnym celem na najbliższe 4 lata.