Pociąg Warszawa-Katowice, który wykoleił się piątek w Babach, w chwili wypadku jechał z nadmierną prędkością. Według prokuratury urządzenia zarejestrowały, że przed wypadnięciem z torów skład jechał z 118 km/h, a ograniczenie prędkości w tym miejscu wynosi 40 km/h.

Poinformował o tym w sobotę PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Witold Błaszczyk. Piotrkowska prokuratura prowadzi śledztwo ws. spowodowania katastrofy kolejowej w miejscowości Baby. Grozi za to kara do 12 lat więzienia.

"Prędkość, z jaką poruszał się skład bezpośrednio przed wypadnięciem z torów, wynosiła 118 km/h. Odczytano to z rejestratora elektrowozu. Dopuszczalna prędkość w tym miejscu wynosi 40 km/h. Na razie pozostawiam bez komentarza ten fakt, bo wciąż analizujemy różne przyczyny tej katastrofy" - powiedział Błaszczyk.

Jak dodał, prokuratura nadal bierze pod uwagę wadę materiałową i technologiczną torowiska, wadę urządzenia rozjazdowego, które miało zmienić tor ruchu poruszania się pociągu. "Możemy brać pod uwagę również niesprawność mechanizmów elektrowozu jak też znaczne przekroczenie prędkości na tym odcinku. Przyczyn jest wiele, mamy potwierdzenie na razie jednej" - dodał rzecznik prokuratury.

W niedzielę przed południem ma zostać przesłuchany zatrzymany w tej sprawie maszynista pociągu. Prok. Błaszczyk nie chciał przesądzać, czy może on usłyszeć zarzuty. "W tym zakresie prokuratura przedwcześnie nie będzie się wypowiadać. Jutro zostanie przesłuchany, a w jakim charakterze zdecyduje prokurator" - zaznaczył. Termin zatrzymania maszynisty upływa w niedzielę po godz. 16 i do tej chwili musi on być przesłuchany.

Piotrkowska prokuratura już w piątek rozpoczęła śledztwo ws. spowodowania katastrofy kolejowej. Oględziny na miejscu prowadziło kilku prokuratorów. Śledczy ustalają przyczyny katastrofy i ewentualnie osoby odpowiedzialne za doprowadzenie do wypadku.

Do wypadku doszło w piątek ok. godz. 16.15

Jak powiedział Błaszczyk, zabezpieczono podstawowy materiał dowodowy ma miejscu zdarzenia m.in. rejestratory z lokomotywy, zapisy rozmów między maszynistą a pracownikiem nastawni i rejestratory uruchamiania świateł wskazujących na konieczność ograniczenia prędkości na danym odcinku.

"To podstawowe dowody, które - mam nadzieję - pozwolą ustalić okoliczności zdarzenia" - powiedział Błaszczyk. Prokuratorzy planują w sobotę kolejne przesłuchania w tej sprawie.

Jak poinformował PAP Adam Kolasa z łódzkiej policji, nadal trwa ustalanie danych personalnych ofiary śmiertelnej. Wiadomo, że jest to mężczyzna w wieku ok. 50 lat.

Jak poinformował w sobotę w TVN24 wiceminister infrastruktury Andrzej Massel, "w ciągu kilku dni będziemy znali takie wstępne opinie na temat przyczyn zdarzenia, natomiast raport Komisja (Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych) przygotuje w ciągu kilku tygodni".

Do wypadku doszło w piątek ok. godz. 16.15. Wykoleił się pociąg pasażerski TLK relacji Warszawa Wschodnia - Katowice o numerze 14101. Jechało nim ok. 280 pasażerów. Wykoleiła się lokomotywa i cztery wagony. Lokomotywa uderzyła w nasyp. Jeden z wagonów wypadł z torów i przewrócił się. W wyniku wypadku zginęła jedna osoba, a 81 zostało poszkodowanych. 26 osób - według informacji wicewojewody łódzkiego - pozostaje w szpitalach.