Prezydent Bronisław Komorowski jest nieaktywnym "notariuszem" rządu Platformy Obywatelskiej - uważa szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. W jego ocenie, pierwszy rok urzędowania Komorowskiego to rok straconych szans i złamanych obietnic.

"To prezydentura wycofana, nieaktywna. Bronisław Komorowski realizuje scenariusz, jaki nakreślił Donald Tusk - a więc strażnika żyrandola" - powiedział Błaszczak oceniając w rozmowie z PAP pierwszy rok prezydentury Komorowskiego.

"Prezydent Komorowski obiecał w kampanii wyborczej podwyżki, obiecał nowe drogi, obwodnice w wielu miastach, obiecał renegocjację umowy gazowej, przeciwstawienie się prywatyzacji służby zdrowia. Oczekiwał 500 dni spokoju, z tych 500 dni minęło 365 i ten czas nie przyniósł żadnych zmian. Prezydent Komorowski sprawia wrażenie, jakby go nie było" - uważa Błaszczak.

"W naszym przekonaniu prezydentura Polski powinna być prezydenturą aktywną. A to jest marnowanie szans, przed którymi stoi nasz kraj. To prezydentura zmarnowanych szans" - powiedział szef klubu PiS.

Jego zdaniem, Komorowski jest "notariuszem rządu premiera Donalda Tuska".

"W Polsce prezydent jest wybierany w wyborach powszechnych, w związku z tym, ma silny mandat do tego, żeby reprezentować wyborców, społeczeństwo. Prezydent Komorowski z tego mandatu nie korzysta" - dodał polityk PiS.

"Obserwując pierwszy rok prezydentury Komorowskiego - trudno spodziewać się w przyszłości jakiejś zmiany"

W opinii Błaszczaka, obserwując pierwszy rok prezydentury Komorowskiego - trudno spodziewać się w przyszłości jakiejś zmiany. "Wygląda na to, że role są sztywno opisane. Oczywiście sytuacja zapewne zmieni się po jesiennych wyborach, kiedy PO te wybory przegra, wtedy z całą pewnością dojdzie do przetasowania w ramach PO, może wtedy uaktywni się prezydent Komorowski. Ale czy tak będzie - zobaczymy" - mówił.

Zdaniem polityka PiS, działania Komorowskiego jednoznacznie wskazują, że "jest prezydentem PO". Błaszczak zastrzegł jednocześnie, że nikt nie kwestionuje tego, że Komorowski został wybrany w demokratycznych wyborach i jest prezydentem RP. "Te próby wmawiania nam innego zdania (w tej kwestii) to były polityczne nagonki, które środowisko prezydenta Komorowskiego uprawia" - podkreślił.

W jego ocenie, Komorowski w ogóle nie ma jednak ambicji być prezydentem samodzielnym.

"Podkreślane przez propagandzistów rządu Donalda Tuska różnice zdań między premierem a prezydentem, to w mojej ocenie gra polityczna" - dodał Błaszczak. Jako przykład wymienił przyjęcie przez prezydenta sprawozdania KRRiT, które wcześniej zostało odrzucone przez Sejm i Senat. "Mieliśmy do czynienia ze spektaklem politycznym. Chodziło o zachowanie status quo w mediach publicznych, które zostały spacyfikowane przez trójkoalicję PO-PSL-SLD. Trudno było oczekiwać jakiś zmian" - mówił szef klubu PiS.

Zdaniem Błaszczaka, również skierowanie przez prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego przepisów rządowej ustawy o racjonalizacji zatrudnienia w administracji państwowej było politycznym teatrem. Jak mówił, trudno się też spodziewać, aby prezydent podpisywał ustawy w sposób oczywisty niezgodne z konstytucją. "Mam nadzieję, że mimo wszystko zaplecze prezydenta złożone z prawników czuwa nad tym, żeby podejmował decyzje zgodne z ustawą zasadniczą" - dodał.



Według Błaszczaka, Komorowski złamał swoje obietnice wyborcze podpisując ustawę o działalności leczniczej. Zakłada ona m.in., że samorządy, które nie przekształcą szpitali w spółki, będą musiały pokrywać ich ujemne wyniki finansowe. "Przecież w kampanii wyborczej, w sądzie Bronisław Komorowski mówił, że jest przeciwny prywatyzacji służby zdrowia. Przekształcenie ZOZ-ów w spółki wprowadza czynnik ekonomiczny służby zdrowia i w konsekwencji prowadzi do prywatyzacji szpitali" - powiedział Błaszczak.

Zarzucił też prezydentowi, że nie korzysta z inicjatywy legislacyjnej. "Nie ma projektów ustaw zgłaszanych przez prezydenta Komorowskiego, a jeżeli już się pojawiają, to epizodycznie zupełnie" - mówił.

Poseł PiS kwestionuje też politykę historyczną prezydenta. "Polityka historyczna - jeśli jest - to polega na tym, że zapraszany jest generał (Wojciech) Jaruzelski na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego" - powiedział Błaszczak.

Według niego, prezydent "przecina wstęgi i odznacza". "Ale też prowadzi inną politykę niż prezydent Lech Kaczyński, który doceniał zapomnianych często bohaterów Solidarności. Prezydent Komorowski odznacza głównie członków swojego komitetu wyborczego" - powiedział.

Błaszczak powiedział też, że nie zaobserwował żadnych pojednawczych gestów Komorowskiego wobec przeciwników politycznych. "Przypominam, że w jednym z pierwszych wywiadów prezydent Komorowski domagał się usunięcia krzyża spod Pałacu Prezydenckiego. To jest sprzeczne z deklaracjami mówiącymi o zgodzie, to jest wyraźnie prowokowanie konfliktu" - stwierdził.

Jego zdaniem, Komorowski nie radzi sobie zupełnie na arenie międzynarodowej. Według szefa klubu PiS, nic konkretnego nie wynikło ani z wizyty prezydenta USA Baracka Obamy, ani Rosji - Dmitrija Miedwiediewa, którzy odwiedzili w ostatnim roku nasz kraj.

"W polityce zagranicznej liczą się fakty, a nie deklaracje"

"W polityce zagranicznej liczą się fakty, a nie deklaracje. Niestety te są dla nas niekorzystne, bo z tych wizyt nic konkretnego dla nas nie wynika" - powiedział Błaszczak.

Według niego, źle się też dzieje w relacjach polsko-niemieckich, a przykładem tego jest budowa gazociągu północnego. "W tej dziedzinie również nic nie zostało zrobione" - powiedział Błaszczak.

"Dyplomacja nic nie zrobiła w sprawie śledztwa smoleńskiego. Oczywiście wina leży przede wszystkim po stronie rządu, który oddał śledztwo smoleńskie Rosjanom, ale prezydent Komorowski też w tej sprawie okazał się zupełnie bezradny" - mówił polityk PiS.

W jego opinii, trudno wskazać jakikolwiek sukces Komorowskiego w polityce zagranicznej. "Poklepywanie po plecach - tak rzeczywiście, deklaracje - tak. Ale nie ma żadnych konkretnych rezultatów dla naszego kraju z tego wynikających" - dodał Błaszczak.