Premier Donald Tusk powiedział w piątek w Brukseli, że po powrocie do kraju będzie oczekiwał szybkich i precyzyjnych wyjaśnień od szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Jak dodał, szef służby jest od tego, żeby być przezroczystym i nie sprawiać kłopotu obywatelom i przełożonemu.



Jeśli będzie coś dwuznacznego, już nie mówiąc o nieprawidłowościach, no to wyciągnę oczywiście konsekwencje" - podkreślił Tusk na konferencji prasowej w Brukseli. "W tym czasie, kiedy ja za to odpowiadam, nie ma absolutnie świętych krów" - zapewnił.

Premier odniósł się w ten sposób do doniesień piątkowej "GW". W artykule "Przetrącone śledztwo" pisze ona m.in.: "Prokuratorowi, który badał nieprawidłowości u operatora Ery, odebrano wszystkie śledztwa. Czy dlatego, że dotarł za wysoko i natknął się na podejrzaną transakcję szefa ABW Krzysztofa Bondaryka?".

Jak czytamy, Bondaryk zapłacił 67 tys. zł za Audi A6, które było jego służbowym autem jako dyrektora w PTC (wtedy operatora Ery). "Według prokuratora cenę znacznie zaniżono" - podaje "GW".

"Oczywiście już parę razy zdarzało się, być może także ze względu na specyfikę tej służby, że wobec ministra Bondaryka formułowano nawet publicznie przykre pomówienia czy oskarżenia i one okazywały się bez wyjątku pomówieniami - kończyły się nawet procesami sądowymi" - przyznał Tusk, pytany o sprawę opisaną w "GW" oraz o to, czy nadal ma zaufanie do szefa ABW.

Dlatego - kontynuował - "muszę zakładać, że ludzie, którzy zajmują się tak trudnymi aspektami, jak bezpieczeństwo wewnętrzne, np. szef ABW, mogą być także narażeni na pomówienia - i w tej sprawie, ponieważ sprawą zajmuje się i CBA, i prokuratura, łatwo będzie, jak sądzę, i szybko mi się to uda - oddzielić pomówienia czy takie prowokacje od tego, co może być jakąś nieprawidłowością czy dwuznacznością".

Tusk podkreślił też: "W przypadku szefa ABW ja oczekuję od niego, żeby on rozwiązywał problemy i zapobiegał zagrożeniom państwa i wolałbym, żeby on sam nie przynosił żadnych problemów". Dodał, nie ma żadnego powodu, żeby ktoś się czuł bezkarny czy bezpieczny tylko dlatego, że jest szefem jakiejś służby. "Każdy podlega sprawdzeniu czy kontroli wtedy, kiedy pojawiają się jakieś sygnały niepokojące" - przekonywał premier.