Sprzed Sejmu na Plac Bankowy - ulicami Warszawy przeszła - już po raz dziesiąty Parada Równości - coroczna manifestacja środowisk LGBT (Lesbijek, Gejów, Biseksualistów i osób Transseksualnych) oraz osób sprzeciwiających się homofobii i dyskryminacji. Jak szacują organizatorzy i służby porządkowe, w tegorocznej paradzie uczestniczyło 4-6 tys. osób.



Marsz rozpoczął się przed Sejmem, od odegrania Mazurka Dąbrowskiego. "Hymn towarzyszy nam w najważniejszych chwilach, a walka o spokój społeczny jest dla naszego państwa bardzo ważna. Nie potrzeba nam wewnętrznych waśni, bo to w przeszłości doprowadziło do wielkich konfliktów narodowych. Tradycją, z której Polska słynęła na całą Europę była tolerancja. Powróćmy do tej tradycji" - mówił Jacek Adler, jeden z organizatorów imprezy.

Przed gmachem parlamentu zebrali się też przeciwnicy parady - byli wśród nich członkowie Młodzieży Wszechpolskiej, ONR i sympatycy Legii Warszawa, w sumie ok. 500 osób. Kontrmanifestanci wznosili okrzyki: "Ręce precz od polskich dzieci", "Chłopak, dziewczyna, normalna rodzina", "Zakaz pedałowania", "Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę". Z tłumu w stronę policjantów i uczestników parady rzucano racami i petardami.

Burmistrz dzielnicy Ursynów Piotr Guział zwracając się do uczestników kontrmanifestacji, mówił: "Tu jest prawdziwa, tęczowa Polska. Weźcie się za ręce, macie prawo iść z nami: gejami, lesbijkami, osobami heteroseksualnymi - tolerancyjnymi ludźmi". "Chodźcie z nami" - skandowali uczestnicy parady. Krzyczeli również: "Kto nie skacze, ten ksenofob", co było odpowiedzią, na hasło kontrmanifestantów: "Kto nie skacze, jest pedałem".

Wśród uczestników parady byli m.in. członkowie organizacji lewicowych i politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. "Oczekujemy od was więcej niż uczestnictwa raz do roku w kolorowym pochodzie. Oczekujemy wrażliwości społecznej, a przede wszystkim dobrych ustaw" - mówili organizatorzy parady, zwracając się do polityków.

Ci z kolei deklarowali poparcie dla ustawy o związkach partnerskich, której projekt złożyło w Sejmie SLD. "2 mln ludzi w Polsce to osoby nieheteroseksualne. Parlament nie może dłużej ich nie zauważać, oni też mają prawo normalnie żyć" - mówiła Katarzyna Piekarska z SLD, która w tym roku na paradę po raz pierwszy przyszła z synem. "Naukę, że różnorodność jest wartością, trzeba zaczynać od najmłodszych lat. Jest tu dużo młodych ludzi, może oni w przyszłości będą stanowić lepsze prawo" - dodała.

Zwróciła uwagę, że parada jest świętem, gdzie wszyscy są uśmiechnięci i radośni, z kolei wśród kontrmanifestantów panuje złość, są "chorzy z nienawiści". "Ale na tym też polega demokracja, że każdy może manifestować swoje poglądy" - uznała Piekarska.

Także ambasador Wielkiej Brytanii w Warszawie Ric Todd podkreślał, że parada nie jest "przeciwko nikomu ani niczemu, ale jest za różnorodnością i równouprawnieniem". Na te słowa tłum zareagował okrzykami: "God save the Queen". Todd w 2007 r. z okazji Parady Równości wywiesił na gmachu brytyjskiej ambasady tęczową flagę.

Wiceprzewodniczący Rady Warszawy Sebastian Wierzbicki (SLD) wyraził żal, że nie udało się wywiesić tęczowej flagi na maszcie stołecznego Ratusza, ale - jak dodał - udało się rozświetlić na tęczowo Pałac Kultury i Nauki. Z okazji parady PKiN będzie podświetlony na tęczowo od zmierzchu do północy.

Pomysłodawca Parady Równości i współorganizator pierwszych manifestacji Szymon Niemiec - pastor Wolnego Kościoła Reformowanego - przekonywał z kolei, że Chrystus dołączyłby do parady, ponieważ "On zawsze był z tymi, którzy go potrzebują".

Sprzed Sejmu uczestnicy parady, w barwnym korowodzie, wśród którego powiewały tęczowe flagi, przeszli ulicami Warszawy w kierunku Placu Bankowego, gdzie zorganizowano Miasteczko Równości, które było finałem imprezy. Na pl. Bankowym również była kontrmanifestacja, uczestniczyło w niej kilkanaście osób, które trzymały transparenty z hasłami: "Eurosodomia nie ma przyszłości", "Każdy Polak kulturalny dba o przyrost naturalny".

W czasie marszu uczestnicy parady pozdrawiali mieszkańców miasta, którzy przyglądali im się z okien, balkonów, kawiarnianych ogródków, zatrzymywali się na chodnikach, żeby popatrzeć na pochód. W paradzie jechało dziewięć platform, na których grała muzyka, a ludzie tańczyli i bawili się.

Uczestnicy parady nieśli transparenty nawołujące do poparcia ustawy o związkach partnerskich, kobieta przebrana w strój pielęgniarki miała transparent z hasłem "Homofobia jest uleczalna", na innych były napisy "Adoptujmy cały świat", "Od związków partnerskich nie ubędzie małżeństw" oraz "Równe obowiązki, równe prawa".

Wśród postulatów uczestników Parady Równości były m.in.: uchwalenie ustawy o związkach partnerskich, wprowadzenie do szkół neutralnej światopoglądowo edukacji seksualnej, obejmującej także kwestie różnorodności społeczeństwa, aktywna walka rządu z przejawami dyskryminacji wobec mniejszości, uchwalenie ustawy o ochronie praw zwierząt.

Przebieg imprezy monitorowali przedstawiciele Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE.

Według policji, zarówno Parada Równości, jak również demonstracje jej przeciwników przebiegły bez większych incydentów. Sobotnie manifestacje zabezpieczało kilkuset funkcjonariuszy. Uczestnicy parady kilkakrotnie dziękowali policjantom za ochronę.

Parady Równości odbywają się w Polsce od 2001 r. Organizacji imprezy zakazał w 2004 r. ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński - wtedy zamiast niej odbył się wiec przed Ratuszem, a w 2005 r. - parada przeszła mimo zakazu prezydenta. Później uznano, że zakaz był niezgodny z prawem, co potwierdził m.in. Trybunał Konstytucyjny.