Hotel Marriott w Warszawie, w którym podczas wizyty w Polsce zatrzymał się prezydent USA Barack Obama, na dwa dni zamienił się w pilnie strzeżoną twierdzę.

Hotel odgrodzono metalowymi barierami. Goście oraz pracownicy hotelu przed wejściem do budynku musieli przejść kontrolę bezpieczeństwa - każda osoba przechodziła przez bramki z detektorami metalu. Ich rzeczy osobiste oraz bagaż były prześwietlane przez specjalne urządzenie umieszczone w furgonie BOR. Przy punkcie kontroli bezpieczeństwa umieszczono informację w języku polskim i angielskim o zakazie wnoszenia niebezpiecznych narzędzi.

Na balkonie nad hotelowym lobby stali agenci z lornetkami obserwujący okolice i na bieżąco komunikujący się przez specjalne nadajniki z innymi funkcjonariuszami. Nad centrum miasta krążył policyjny śmigłowiec. Wokół tego jednego z najwyższych budynków z Warszawie cały czas obowiązuje bezwzględny zakaz parkowania.

Kolumna prezydencka, składająca się z kilkudziesięciu pojazdów, ani razu nie zatrzymała się, tylko wjeżdżała na podziemny parking hotelowy.

Hotel był zabezpieczany przez amerykańskie służby Secret Service, a także przez policję i oficerów Biura Ochrony Rządu. Szczegóły dotyczące ochrony prezydenta USA są tajne. Według nieoficjalnych informacji w zabezpieczenie trwającej niespełna dobę wizyty amerykańskiego prezydenta w Polsce zaangażowanych było łącznie ok. 3 tys. funkcjonariuszy.

Przedstawiciele sieci Marriott nie udzielali żadnych informacji na temat szczegółów pobytu najważniejszego gościa.