Śledztwo prokuratury potwierdziło ustalenia komisji, która badała katastrofę CASY - powiedział były pilot wojskowy Piotr Łukaszewicz. Zwrócił uwagę, że do wypadku przyczyniły się braki szkoleniowe.

"Rezultaty trwającego bardzo długo śledztwa potwierdziły ustalenia komisji, która badała katastrofę C-295. Prokuratura również nie znalazła dowodów na niesprawność samolotu" - powiedział. Dodał, że po katastrofie pojawiały się pogłoski o usterce, ale - jak powiedział - "w działaniach prokuratury nie ma miejsca na gdybania czy domniemywania".

Łukaszewicz zauważył, że kontroler nie jest jedyną osobą, która przyczyniła się do katastrofy, ale jedyną, która przeżyła, dlatego prokuratura postawiła go w stan oskarżenia.

"Zapis rozmów załogi z wieżą wskazuje, że kontroler i załoga mówili innymi językami. Załoga podawała wysokość i prędkość w stopach i milach, kontroler w metrach. Było to typowe nieporozumienie komunikacyjne, na które nałożyły się trudne warunki atmosferyczne i niewystarczające umiejętności praktyczne załogi w wykonywaniu zajść nieprecyzyjnych" - powiedział Łukaszewicz.

"Warunki były trudne, na pograniczu minimum"

Podkreślił, że warunki były trudne, na pograniczu minimum, ale go nie przekraczały. "Było to rutynowe lądowanie w trudnych warunkach. Dobrze wyszkolona załoga powinna była sobie poradzić" - ocenił.

Podkreślił, że "załoga częściej lądowała według wskazań ILS, miała duże doświadczenie w lotach do Afganistanu, gdzie jednak lądowania z reguły odbywają się przy widzialności ziemi. Dodatkowym utrudnieniem był silny wiatr, wiejący pod kątem prostym i spychający samolot z kursu".

"Można ubolewać nad tym, że gdy wojskowa komisja badająca katastrofę zakończyła prace, opublikowano tylko część jej ustaleń. Może byłoby lepiej, gdyby w takich przypadkach niczego nie ukrywać. Być może, gdyby opublikowano całość ustaleń, nacisk opinii publicznej byłby wymusił zmiany w sposobie myślenia i działania lotnictwa wojskowego i może nie doszłoby do następnej katastrofy" - dodał były pełnomocnik MON ds. wdrażania F-16.

Śledztwo trwało ponad trzy lata

W czwartek Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu przedstawiła ustalenia zakończonego śledztwa w sprawie katastrofy samolotu CASA w Mirosławcu. Śledztwo trwało ponad trzy lata. Do sądu skierowany został akt oskarżenia wobec por. Adama B., byłego kontrolera zbliżania i precyzyjnego podejścia na lotnisku w Mirosławcu. Prokuratura zarzuca mu niedopełnienie obowiązków, za co grozi do trzech lat więzienia. Prokuratura umorzyła postępowanie wobec dowódcy załogi samolotu kpt. pil. Roberta K., który zginął w katastrofie, a także wobec ówczesnego dowódcy 13. eskadry lotnictwa transportowego.

Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozwożący uczestników konferencji bezpieczeństwa lotów w wojsku rozbił się 23 stycznia 2008 w Mirosławcu (Zachodniopomorskie). Zginęło 20 osób - czteroosobowa załoga i 16 oficerów. Po katastrofie stanowiska straciło pięciu wojskowych, którzy zdaniem ministra obrony bezpośrednio odpowiadali za decyzje, które doprowadziły do tragedii.