Z powodów formalnych Sąd Okręgowy w Warszawie nie wydał w czwartek, mimo zapowiedzi, wyroku w sprawie z powództwa kardiochirurga dr. G. przeciwko "Faktowi". Tabloid napisał o lekarzu aresztowanym przez CBA m.in., że "zabijał w rządowym szpitalu" i nazwał go "doktor śmierć".

G. żąda przeprosin i 500 tys. zł za naruszenie dóbr osobistych. Pozwani wnoszą o oddalenie pozwu, twierdząc, że powoływali się na słowa dwóch ministrów, weryfikowane w innych źródłach.

Na czwartek sąd zaplanował wydanie wyroku, ale tego nie uczynił. Zamiast tego otworzył na nowo zamkniętą wcześniej rozprawę i odroczył ją na kolejny termin. Jednocześnie zobowiązał pełnomocnika kardiochirurga do sprecyzowania, czy żąda jednych przeprosin od pozwanych - wydawcy i redaktora naczelnego "Faktu" oraz jego zastępcy - czy też od każdego z nich chce przeprosin oddzielnie.

Sprawa dotyczy publikacji "Faktu" z 2007 r. pt. "Doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "Oto ofiara doktora mordercy", ze zwrotami "doktor śmierć" i "bestia nie lekarz". Teksty ukazały się po zatrzymaniu G. przez CBA w lutym 2007 r. i informacjach o zarzutach, ujawnionych na konferencji prasowej przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i szefa CBA Mariusza Kamińskiego. "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie" - mówił wtedy Ziobro, co cytowało wiele mediów. Ziobro podkreślał potem, że nie przesądzał o winie lekarza.

W trakcie procesu autorzy artykułu zeznawali, że konferencja ministrów była głównym źródłem ich wiedzy. "Dwóch ministrów sformułowało bardzo poważne, bezprecedensowe zarzuty, że lekarz powodował śmierć pacjentów. To było porównywalne może tylko z aferą w łódzkim pogotowiu" - mówiła w 2008 r. dziennikarka "Faktu".

Prawnicy pozwanych podkreślali, że lekarz nie udowodnił związku między publikacją w "Fakcie" a swoją krzywdą

Natomiast kardiochirurg mówił m.in., że słowa "doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "doktor śmierć" są stygmatami, które wydawca związał z jego nazwiskiem. Podkreślał też, że od czterech lat jest bezrobotny. "Nie pracuję, bo nikt mnie nie przyjmie do pracy ze stygmatem lekarz-morderca" - powiedział G.

Z kolei prawnicy pozwanych podkreślali, że lekarz nie udowodnił związku między publikacją w "Fakcie" a swoją krzywdą. Zwracali też uwagę, że żądana przez G. kwota zadośćuczynienia jest "niebotyczna" w porównaniu np. z propozycjami ugodowymi Skarbu Państwa dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej (250 tys. zł).

G. wytoczył też proces o ochronę dóbr osobistych b. ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze za słowa "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". W grudniu 2008 r. Sąd Apelacyjny w Krakowie nakazał Ziobrze przeprosiny w trzech stacjach telewizyjnych i zapłatę G. 30 tys. zł zadośćuczynienia. Lekarz wygrał też cywilny proces z "Super Expressem" za nazwanie go "doktor śmierć". Ponadto G. pozwał b. szefa CBA za nadanie jego sprawie kryptonimu "Mengele". Lekarz twierdzi, że nadano go przed operacjami, które dały asumpt do zarzutów spowodowania śmierci pacjentów.

W grudniu kardiochirurg został ponownie oskarżony - tym razem o "błąd w sztuce"

G. - ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie - został w lutym 2007 r. zatrzymany przez CBA pod zarzutem korupcji oraz zabójstwa pacjenta i przyczynienia się do śmierci innego. G. opuścił areszt w maju 2007 r. - sąd uznał, że nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż umyślnie zabił on pacjenta. W 2008 r. prokuratura umorzyła zarzuty związane ze śmiercią pacjentów. W listopadzie 2009 r. Sąd Najwyższy uchylił decyzję o umorzeniu tego wątku śledztwa.

W trwającym przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów procesie G. ma zarzuty korupcji i mobbingu. Jest oskarżony o to, że w kilku przypadkach uzależnił od łapówki przyjęcie chorego na oddział kardiochirurgii, a w kilkudziesięciu innych przypadkach o to, że po operacji przyjął pieniądze. Razem z nim oskarżeni są pacjenci. Kilka zarzutów dotyczy też mobbingowania przez G. personelu z kliniki. Oskarżony nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.

W grudniu kardiochirurg został ponownie oskarżony - tym razem o "błąd w sztuce". Prokuratura wysłała do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa akt oskarżenia przeciw G., zarzucając mu, że w 2005 r. naraził pacjenta szpitala MSWiA w Warszawie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub na ciężki uszczerbek na zdrowiu. Kardiochirurg tłumaczy, że w tej sprawie chodziło o pacjenta, który z powodu nowotworu nie kwalifikował się do przeszczepu i który zmarł kilkadziesiąt dni po operacji w Aninie. Dodał też, że - niezależnie od ewentualnego procesu karnego w Warszawie - w sprawie tego pacjenta uniewinnił go sąd lekarski w Krakowie.